Przyszłość państwa była jednym z kluczowych elementów pierwszej debaty kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Hilary Clinton i Donald Trump zaprezentowali dwie zupełnie różne wizje.
– Ta debata dla wielu była trochę rozczarowująca – mówił na antenie Radia Lublin prof. Marek Pietraś (na zdj.). – Oczekiwano, że będzie bardziej emocjonalna, bardziej w stylu telewizyjnego show, który Trump niegdyś prowadził. Tutaj był bardziej stonowany i spokojny, chociaż były momenty, w których przechodził do ofensywy, gestykulował, był bardziej impulsywny. Hilary Clinton zachowywała się tak, jak chyba oczekiwaliśmy, natomiast jej przeciwnik postanowił coś zmienić w swoim dotychczasowym funkcjonowaniu. Tu się pojawia problem, jak zareagują jego wyborcy. Czy uznają, że oto jest inny Donald Trump, mniej niebezpieczny i frywolny, a urząd prezydenta wymaga odpowiedzialności i powagi, czy też może Trump ma problem wizerunkowy, związany z tym, jaka jest jego wiarygodność. Jeżeli dotychczas w kampanii był frywolny, emocjonalny, a tu jest powściągliwy i stara się być poważny, to w którym momencie gra, a w którym jest prawdziwy? To może być pewien problem wizerunkowy.
– Jeśli chodzi o dwie różne wizje państwa – logika kampanii wyborczej jest specyficzna. Trzeba przekonać wyborców do siebie, jak również przekonać, że kontrkandydat nie nadaje się do funkcji, do której pretenduje. Z tej perspektywy trzeba zwracać uwagę na ten problem dwóch różnych wizji. To są rzeczywiście różne wizje państwa i różne wizje funkcjonowania Stanów Zjednoczonych w środowisku międzynarodowym – mówił Pietraś.
– Debata była zdominowana przez sprawy wewnętrzne – dwa pierwsze punkty dotyczyły gospodarki i kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego. Odmienność stanowisk jest bardzo wyraźna. Donald Trump mówił o tym, że miejsca pracy wypływają ze Stanów Zjednoczonych trafiając do Chin, do Meksyku. Trafiając w Hilary Clinton, próbował też uderzać w politykę jej męża – mówił gość programu 'Między dniem a dniem’: -Hilary w tym kontekście zaskoczyła mnie tym, że próbowała wystąpić w roli reprezentanta klasy średniej tego, który stabilizuje Amerykę, a Donalda Trumpa spychała do roli bogatego człowieka, związanego z elitami finansowymi, który nie rozliczył się z podatków. Próbowała budować jego wizerunek jako człowieka, który nie rozumie spraw przeciętnego Amerykanina.
Kolejnym istotnym problemem poruszonym w debacie był dostęp do broni, który nabiera specyficznego znaczenia. I tu znowu dwa odrębne stanowiska – Hilary Clinton opowiadała się za ograniczaniem dostępu do broni, a Donald Trump przeciwnie – jeżeli coś ograniczać, to broń w rękach bandytów.
Według oceny profesora Marka Pietrasia, tylko nieliczne debaty rozstrzygały o wyniku wyborów. – Problemem kandydatów jest trafienie do odbiorców niezdecydowanych. Ci, którzy popierają Trumpa, powiedzą, że on wygra tę debatę. Ci, którzy są zdecydowani wesprzeć Hilary Clinton, powiedzą, że to ona wygrała. W mojej ocenie wynik tej debaty jest z lekkim wskazaniem na Hilary Clinton, która próbowała budować wizerunek dojrzałego męża stanu, gotowego do objęcia funkcji prezydenta.
POSŁUCHAJ…
WB (opr. DySzcz)
Fot. Weronika Pawlak