Od pół roku w Lublinie w ramach Centrum Interwencji Kryzysowej, działa izba wytrzeźwień. Po 14 latach powróciła do miasta, aby między innymi odciążyć szpitalne oddziały ratunkowe. Często lekarze zamiast pacjentami, muszą zajmować się osobami nietrzeźwymi. W mieście działają cztery szpitalne oddziały ratunkowe. Zmianę szczególnie odczuwa ten przy ul. Jaczewskiego. Ale czy to dobrze?
Jednym z głównych zadań izby wytrzeźwień jest przeciwdziałanie niepotrzebnemu zajmowaniu szpitalnych oddziałów ratunkowych przez osoby nietrzeźwe, których stan nie zagraża życiu i zdrowiu. Tymczasem – zdaniem lekarzy – sytuacja wcale się nie poprawiła. Zdarza się, że bywa nawet gorsza.
– Pacjenci, którzy trafiają do izby wytrzeźwień są odsyłani do naszego szpitala, który jest najbliżej tej placówki ze względu na przykład na otarcie naskórka na głowie, podejrzenie urazu głowy… Ci pacjenci trafiają z powrotem na SOR i tutaj się zaczyna ten paradoks, że po wykonaniu badań, pacjenta nie możemy wypisać do izby wytrzeźwień dlatego, że tam może go zawieźć tylko policja albo straż miejska – mówi ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie dr nauk medycznych Marcin Wieczorski.
Jeśli pacjent jest spokojny, personel szpitalnego oddziału ratunkowego nie ma podstaw, aby wezwać policję i poprosić o zabranie go do izby wytrzeźwień. Do awantur, które umożliwiłyby interwencję policji dochodzi rzadko. Zdecydowana większość osób zostaje na SOR-ze do wytrzeźwienia, czyli średnio kilkanaście godzin. Na oddziale przy ul. Jaczewskiego dziennie przebywa do kilkunastu takich osób. Każda z nich blokuje łóżko pacjentowi rzeczywiście potrzebującemu pomocy.
– Jako szpitalny oddział ratunkowy bardzo zabiegaliśmy o utworzenie izby wytrzeźwień, ponieważ uważamy, że w Lublinie powinna być taka placówka. Tuż przed otworzeniem, na zebraniu z panią prezydent i panem prezydentem zwróciliśmy uwagę na kuriozalne przepisy, które uniemożliwiają transport sanitarny pacjenta ze szpitala do izby wytrzeźwień. Pani prezydent obiecała, że pochylą się nad tym problemem.
Jak tłumaczy ratusz, sprawa wcale nie jest prosta. Miasto pozostaje bezradne wobec przepisów.
– Pytanie czy da się zmienić tę procedurę powinno być skierowane na pewno nie do jednostki samorządu terytorialnego, a do organów prawa – mówi rzecznik prasowy prezydenta miasta Lublin Beata Krzyżanowska. – Sytuacja wygląda tak, że te kwestie proceduralne reguluje ustawa o wychowaniu w trzeźwości i rozporządzenie, mówiące o funkcjonowaniu tego typu placówek. Całe postępowanie dotyczące osoby, która jest przewożona do izby wytrzeźwień czy kierowana do szpitala jest opisane w tych przepisach prawa. Miasto nie może podjąć żadnych czynności, aby te przepisy zmienić.
Beata Krzyżanowska wyjaśnia, że spotkanie władz miasta z przedstawicielami szpitalnych oddziałów ratunkowych, do którego doszło przed otwarciem ośrodka dotyczyło zasad współpracy między lekarzami a ośrodkiem. Na tamtym etapie nie było jeszcze rozmów na temat problemów w funkcjonowaniu izby wytrzeźwień. Zaznacza również, że jest to problem, który dotyczy nie tylko Lublina, ale placówek tego typu w całej Polsce.
Ośrodek wczesnej interwencji da osób z problemem alkoholowym i ich rodzin został otwarty w kwietniu tego roku. Inwestycja kosztowała ponad 600 tysięcy złotych . Pobyt w izbie wytrzeźwień jest płatny. Doba kosztuje ok. 300 złotych. Do końca września wystawiono ponad 1500 rachunków. Do tej pory opłacono 14% z nich. Centrum Interwencji Kryzysowej, które zarządza ośrodkiem wystawiło do tej pory wnioski o egzekucję należności na prawie 100 tysięcy złotych.
IK (opr. DySzcz)
Fot. archiwum