Urzędnicy liczą głosy oddane na projekty Budżetu Obywatelskiego. Blisko 73 tysiące mieszkańców Lublina uzupełniło ankietę, z czego 55 tysięcy zrobiło to metodą tradycyjną – na kartach do głosowania. Czy wszystko przebiegło w sposób etyczny? O tym redaktor Stefan Sękowski rozmawiał z prezesem Fundacji Wolności Krzysztofem Jakubowskim (na zdj.).
– Jeśli sukces mierzyć ilością głosów, to jest to duże osiągnięcie. Jest więcej głosów, niż w roku poprzednim, ale tych złożonych przez Internet mamy o 7 tysięcy mniej. To jest zastanawiające. Dlaczego ktoś, kto już raz zagłosował przez to medium i zauważył jakie to jest wygodne i łatwe, tym razem albo nie opowiada się wcale, albo robi to tym razem tradycyjnie – mówi Jakubowski.
Czy to ważne, jak oddało się głos?
– Budżet Obywatelski w Lublinie polega na tym, że gdy już zgłosimy swój projekt, następnym etapem jest zebranie jak największej ilości głosów popierających ten pomysł. Doprowadza to do sytuacji, które zaobserwowaliśmy w tym roku, że różne grupy, instytucje oraz organizacje skupiają się na tym, żeby zebrać jak najwięcej papierowych kart do głosowania. W taki sposób można to robić na dużo większą skalę. Dlatego kilka spółdzielni mieszkaniowych wrzucało do skrzynki na listy mieszkańcom karty z już nadrukowanymi numerami projektu. Pracownicy spółdzielni chodzili potem po mieszkaniach i zbierali wypełnione karty, a następnie zanosili je do urn wyborczych. Jedna ze spółek miejskich zachęcała ludzi do przynoszenia wypełnionych kart do ich siedziby, a w zamian za to oferowała darmowe bilety na mecze Motoru Lublin. Nie było tam miejsca do głosowania. Zabrakło urny – podkreśla prezes Fundacji Wolności.
Może to było działanie na rzecz społeczeństwa obywatelskiego? Może Motor Lublin zachęcał w ten sposób do głosowania?
– Oczywiście mógł zachęcać do głosowania, ale czy etyczna jest sytuacja, gdy spółka miejska, która finansowania jest z publicznych pieniędzy, rozdaje nagrody za głosowanie na określone projekty i przynoszenie kart do siedziby firmy? – pyta Jakubowski.
Sęk / opr. PaW
Fot. archiwum