Wiatr wprowadzał swoje porządki. Liście zamiast na drzewach szeleściły na trawniku, stateczne drzewa chaotycznie machały gałęziami, sroka nie robiła awantury wróblom, tylko schowała się za krzakiem, a kapelusz szybował w stronę nieba. Kobieta uniosła rękę, by go zatrzymać, ale wyglądało to trochę tak jakby machała mu na pożegnanie.
– Kapelusza jej się zachciało. Damulka – zaśmiała się dziewczyna za szybą kawiarni i sięgnęła po kawę.
Jej dłoń nie dotarła jednak do filiżanki. Wpatrzona w kobietę bez kapelusza potrąciła talerzyk z resztką bezowego tortu, a ten zahaczył o porcelanowe uszko. Kawa wylała się na stół, później ściekła na spódnicę. Dziewczyna zerwała się, a razem z nią serweta zaczepiona o bransoletkę i filiżanka spadła na podłogę.
Tymczasem na ulicy kobieta goniła kapelusz, który toczył się w stronę kałuży.
– Kapelusza mi się zachciało – śmiała się.
Dziewczyna uwolniła się od serwety, strąciła niewidoczny pyłek z bluzki, zapłaciła i wyszła.
Spotkały się przy kałuży. Dziewczyna wyłowiła z niej kapelusz i podała go kobiecie.
Rozeszły się uśmiechnięte, każda w swoją stronę, bo jak ktoś wprowadza porządki, to tak zawsze raźniej.
Grażyna Lutosławska
Fot. Bolesław Lutosławski