Andrzej Jaroszyński o wydaleniu dyplomatów: Rosja mogła się tego spodziewać

573091

Stany Zjednoczone ogłosiły w nałożenie sankcji na Rosję w związku z jej ingerowaniem w amerykańskie wybory prezydenckie; 35 rosyjskich dyplomatów zostanie wydalonych z USA. Kreml zapowiedział, że Rosja odpowie na amerykańskie retorsje.

Prezydent USA Barack Obama oświadczył, że sankcje przeciwko Rosji są „niezbędną i adekwatną odpowiedzią” na naruszenie międzynarodowych norm postępowania. Dodał, że sankcje są wymierzone głównie w rosyjskie służby wywiadowcze.

Dyplomaci dostali 72 godziny na opuszczenie terytorium Stanów Zjednoczonych. Każdy z nich został uznany za persona non grata. Reuters zwraca uwagę, że prezydent Obama nazwał te osoby „funkcjonariuszami wywiadu”. Amerykańska administracja odmówiła ujawnienia tożsamości dyplomatów, którzy będą musieli opuścić USA, ale Reuters podaje, iż uważa się, że w grupie tej nie ma ambasadora Rosji w Waszyngtonie Siergieja Kislaka.

Podał, że sankcje objęły także 9 podmiotów, w tym Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB) i Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego (GRU).

Poinformował, że Departament Stanu zamyka 2 rosyjskie obiekty w stanach Maryland i Nowy Jork. Według agencji TASS chodzi o kompleksy, w których mieszkają dyplomaci z Rosji.

Obama wezwał także sojuszników do przeciwstawienia się wysiłkom Rosji w celu „ingerowania w proces demokratyczny”.

Prezydent podkreślił także, że amerykańscy dyplomaci doświadczali w ciągu minionego roku „niedopuszczalnego nękania” w Moskwie ze strony rosyjskich służb bezpieczeństwa i policji. Ostrzegł, że Stany Zjednoczone będą w dalszym ciągu podejmować przeciwko Rosji kroki, w wybranym przez siebie czasie i miejscu, a niektóre z tych działań nie będą jawne.

Obama powtórzył też to, o czym mówił dziennikarzom, zapowiadając wprowadzenie sankcji – że kradzież danych i ujawnianie informacji mogły być zlecone przez najwyższe władze Rosji.

Poinformował, że raport jego administracji o działaniach Rosji obliczonych na wpłynięcie na wybory prezydenckie w USA zostanie przekazany do Kongresu w najbliższych dniach.

Amerykańskie ministerstwo finansów poinformowało w komunikacie, że przepisy USA zezwalają na nałożenie sankcji na osoby, które są odpowiedzialne za szkodliwe działania wymierzone w „proces wyborczy lub instytucje”.

Republikański spiker Izby Reprezentantów USA Paul Ryan oświadczył, że Rosja systematycznie starała się podkopywać interesy Stanów Zjednoczonych, a wprowadzone przez administrację prezydenta Baracka Obamy sankcje wobec Moskwy są spóźnione.

Rzecznik rosyjskiego prezydenta Władimira Putina Dmitrij Pieskow powiedział, że sankcje „niszczą stosunki dyplomatyczne” między USA a Moskwą, a prezydent Rosji nakaże podjęcie „adekwatnych” kroków w odpowiedzi na amerykańskie retorsje. Dodał, że Moskwa nie wierzy w efektywność nowych sankcji, zważywszy, że obecna amerykańska administracja kończy urzędowanie za trzy tygodnie. Nazwał też te kroki „niezgodnymi z prawem”, a także oznaką tego, że polityka zagraniczna Waszyngtonu jest „agresywna”.

Pieskow podkreślił, że Kreml „nie jest pewien”, czy nowy prezydent Donald Trump zaaprobuje nowe sankcje.

Szef komisji spraw zagranicznych Rady Federacji (wyższej izby parlamentu Rosji) Konstantin Kosaczow nazwał decyzję Waszyngtonu „konwulsjami politycznych trupów”.

Pełnomocnik MSZ Rosji ds. praw człowieka Konstantin Dołgow uznał, że nałożenie nowych sankcji na Rosję zaszkodzi odbudowie dwustronnych stosunków między Moskwą a Waszyngtonem.

– Jakiekolwiek antyrosyjskie sankcje są daremne i kontrproduktywne – powiedział Dołgow; dodał: „Mogę jedynie ponownie potwierdzić, że histeria związana z sankcjami świadczy o całkowitym braku orientacji odchodzącej amerykańskiej administracji”.

Reuters podaje, że nie wiadomo jeszcze, czy prezydent elekt, który wielokrotnie chwalił prezydenta Władimira Putina i zapowiadał ocieplenie stosunków z Rosją, będzie zabiegał o zniesienie nowych sankcji na Moskwę, gdy obejmie urząd 20 stycznia.

Przedstawiciele administracji Obamy powiedzieli w rozmowie z Reuterem, że choć nowy prezydent może te sankcje wycofać, byłoby to działanie bardzo „niewskazane”, ponieważ nie ma powodu sądzić, iż Rosja przestanie ingerować w politykę i procesy demokratyczne w USA oraz innych krajach, „w tym u niektórych europejskich sojuszników (USA)”.

W środę Trump powiedział, że nie należy stosować nowych retorsji wobec Rosji w związku z jej ingerencją w amerykańskie wybory, lecz „zająć się swoimi sprawami”.

Trump już wcześniej podawał w wątpliwość informacje amerykańskich agencji wywiadowczych, według których rosyjscy hakerzy ingerowali w wybory w USA, by pomóc Trumpowi wygrać wybory prezydenckie.

Waszyngton oskarża Moskwę o to, że działający na jej zlecenie hakerzy włamali się do serwerów Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) i przekazali wykradzione dokumenty portalowi WikiLeaks.

Na początku grudnia Washington Post poinformował o analizie CIA, według której celem ingerencji było ułatwienie zwycięstwa Trumpa, a nie tylko podważenie zaufania do amerykańskiego systemu wyborczego. Wkrótce potem szef FBI James Comey oraz koordynator amerykańskich służb wywiadu James Clapper oznajmili, że podzielają opinię CIA.

W czwartek agencje wywiadu poinformowały, że działania rosyjskich służb i hakerów podjęte podczas ostatniej kampanii wyborczej to tylko „część trwających od dekady kampanii operacji (…) wymierzonych w rząd i obywateli USA” i opartych na technologiach cybernetycznych.

Wydarzenia te na antenie Polskiego Radia Lublin komentował Andrzej Jaroszyński (na zdjęciu), były ambasador Polski w Norwegii i Australii. Z gościem rozmawiał Wojciech Brakowiecki.

– Decyzja prezydenta Obamy była oczekiwaną, niektórzy nawet twierdzą – spóźnioną. To reakcja konieczna w odpowiedzi m.in. na ataki cybernetyczne – mówił Andrzej Jaroszyński.

– (…) To nie jest bardzo radykalny krok – podkreślił. – Już od października pojawiały się oficjalne sygnały ze strony amerykańskiej, mówiące o tym, że Amerykanie mają pewne dowody na działalność nielegalną, zmierzającą do ingerowania w wybory – przypomniał.

– Teraz to sprawa retoryki zimnowojennej, ale bardziej na poziomie symbolicznym niż realnym. Rosjanie reagują bardzo spokojnie – podkreślił Andrzej Jaroszyński. – Rosja mogła się spodziewać podjętych kroków.

– Donald Trump jest teraz w trudniej sytuacji. (…) Jednak to nie zadecyduje o kształcie stosunków bilateralnych między dwoma mocarstwami, bo jest to akt jednostronny, a po nim nastąpią następne kroki. Jakie? To bardzo trudno przewidzieć, bo nowy prezydent nie ujawnił na razie wszystkich swoich możliwości (…).

– Sądzę, że stosunki amerykańsko-rosyjskie będą teraz w jakiś sposób uzależnione od gry trzech wielkich mocarstw: Chin, Stanów Zjednoczonych i Rosji. Polepszenie i ocieplenie stosunków z Rosją daje możliwość nowej administracji amerykańskiej do rozpoczęcia nowego rozdziału w stosunkach z Chinami. To Chiny są dla Ameryki globalnym zagrożeniem jej interesów, Rosja zagraża Stanom „regionalnie” – mówił Jaroszyński.

– Teraz dwa wielkie mocarstwa (Stany i Rosja) będą rządzone przez przywódców o dużej dozie nieprzewidywalności – podsumował gość.

PAP / WB / opr. MatA

Fot. archiwum

Exit mobile version