Andrzej Sokołowski: W obliczu stanu wojennego Lubelszczyzna zdała egzamin

001 3756

Na zdjęciu od lewej: Andrzej Sokołowski, Krzysztof Styczyński i Eryk Chojnacki /fot. MatA/

Dziś mija 35 lat od dnia wprowadzenia stanu wojennego w Polsce przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego (13 grudnia 1981 rok). W jego wyniku zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób, a tysiące internowano, w tym niemal wszystkich członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.

Na ulicach miast pojawiły się patrole milicji i wojska, czołgi, transportery opancerzone i wozy bojowe. Wprowadzono oficjalną cenzurę korespondencji i łączności telefonicznej; zmilitaryzowano także najważniejsze instytucje i zakłady pracy. Zawieszone zostało wydawanie prasy, z wyjątkiem dwóch gazet ogólnokrajowych („Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności”) oraz 16 terenowych dzienników partyjnych.

Zaproszenie do debaty w dzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego przyjęli Andrzej Sokołowski (jeden z przywódców strajku w WSK Świdnik), Eryk Chojnacki (opozycjonista, działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów) oraz Krzysztof Styczyński (historyk, III LO). Z gośćmi rozmawiał Wojciech Brakowiecki.

– Lubelszczyzna jako region bardzo dobrze zdała egzamin już w pierwszych chwilach, pomimo licznych aresztowań – mówił Andrzej Sokołowski.

– Cała opozycja liczyła się z tym, że coś się zdarzy. Wszyscy przygotowywali się na ewentualności, ale nie sądzę, by ktoś mógł cokolwiek przewidzieć – podkreślał Krzysztof Styczyński. – Określenie „stan wojenny” budziło jednak obawy przed agresją sowiecką – dodał.

– Byli tacy, którzy dokonali właściwego wyboru – nie zgadzali się oni na system, który istniał. Ale cała historia opozycji pokazuje, że ludzie byli różni – wspominał Eryk Chojnacki. – Większość społeczeństwa wówczas nie rozumiała pojęcia „stan wojenny” – tłumaczył.

– My w Świdniku byliśmy przygotowani. Kilka miesięcy wcześniej utworzyliśmy tzw. straże robotnicze, które miały kolosalne znaczenie w późniejszym strajku – relacjonuje Sokołowski. – (…) Miałem pełną świadomość tego, co się może stać – mówi.

– Dziś mamy szansę wiedzieć więcej o tamtych wydarzeniach. Poziom badań historycznych, prowadzonych przez szereg instytucji jest tak rozległy i wielopłaszczyznowy, że dzisiaj chcieć wiedzieć to tylko i wyłącznie znaleźć źródło. To nie jest skomplikowane – podkreślił Styczyński.

– Nie czuję się „kombatantem” nie lubię słowa legenda – dodał Chojnacki. – Współcześnie trzeba usystematyzować wiedzę historyczną. 25 ostatnich lat spowodowało, że rozmywała się ona: z katów robiono bohaterów, a ofiary próbowano zepchnąć na margines. Przykładem jest śp. Anna Walentynowicz (…). Pamiętajmy, że historia bada, a nie zajmuje się emocjami – podsumował.

PAP / WB /. Opr. MatA

Exit mobile version