Od poniedziałku żyjemy zamachami terrorystycznymi, które miały miejsce w Berlinie i Turcji. W Ankarze zamachowiec zastrzelił rosyjskiego ambasadora. Z kontekstu wynika, że chodziło o zemstę za pomoc, jaką Rosja obdarza syryjskiego prezydenta Assada.
– Terroryzmem żyjemy od wielu lat – mówił gość porannego programu Radia Lublin politolog, prof. Marek Pietraś z UMCS-u. – Mamy okresy nasilenia tego zagrożenia, bliżej lub dalej od nas. Terroryzm pomału staje się częścią naszego życia. Cieszmy się, że ciągle jest relatywnie daleko od granic Polski. Jeżeli chodzi o przypadek Turcji i zabójstwa ambasadora Federacji Rosyjskiej, to trzeba podkreślić, że to jest trochę nietypowy przypadek fali terroryzmu, z którą mamy do czynienia w tym państwie. Zbliżamy się do liczby dziesięciu ataków terrorystycznych w Turcji w tym roku. To były, można powiedzieć, takie „tradycyjne” ataki terrorystyczne, obliczone na masowość ofiar. Dominującą metodą ich przeprowadzenia była metoda bomby. Różne organizacje – tzw. Państwo Islamskie, Kurdowie – przeprowadzali te ataki. Ten jest trochę inny. Wyraźnie był wymierzony nie w anonimowych ludzi, ale w konkretną osobę. Był niewątpliwie starannie przygotowany i przeprowadzony w starym stylu ataków terrorystycznych z końca XIX, czy początku XX wieku, kiedy ginęli car Aleksander II i prezydent Stanów Zjednoczonych William McKinley. Terrorysta-zabójca wykonywał egzekucję.
Prof. Pietraś zwrócił uwagę na fakt, że symptomatyczne jest od razu wskazanie przez władze Turcji na ludzi związanych z opozycjonistą Fethullahem Gulenem i jego siecią, którą stworzył przebywając na emigracji w Stanach Zjednoczonych, jako odpowiedzialnych za zamach:
– To jest dogodny pretekst dla Turcji, żeby wskazać na niego jako winnego zamachu. Turcja zmienia konstytucję na zdecydowanie mniej demokratyczną. Pojawia się pytanie jak władze argumentują samo zjawisko terroryzmu, traktując go instrumentalnie nie tylko jako problem bezpieczeństwa do rozwiązania, ale też jako element np. zwalczania opozycji i ograniczenia swobód wolności obywatelskich. Zwłaszcza po atakach terrorystycznych z 11 września wielkim dylematem państw demokratycznych był dylemat: ile bezpieczeństwa, ile wolności? Na ile poziom inwigilacji uprawnień służb, a na ile standardy demokratyczne? Z reguły te ostatnie przegrywają z wymogami bezpieczeństwa. Turcy mogą to świetnie rozgrywać.
Problem Turcji wkomponowany jest w szerszy kontekst międzynarodowy. We wtorek odbyło się spotkanie ministrów spraw zagranicznych Rosji, Turcji i Iranu w sprawie Syrii. Rosja proponuje nowy model podejścia do tego konfliktu, chce przeprowadzać rozmowy pokojowe w Kazachstanie, a nie w Genewie.
– To zbliżenie Turcji z Rosją jest procesem złożonym i problematycznym. Oba państwa prowadzą geopolityczną grę na Bliskim Wschodzie, a ich interesy są dosyć sprzeczne – zwłaszcza jeśli chodzi o politykę w Syrii. Mam wrażenie, że Syria jest takim terenem, na którym oba państwa, a zwłaszcza Rosja, testują elementy szerszej, globalnej gry geopolitycznej. Rosja bardzo mocno wspiera prezydenta Assada, Turcja jest jemu całkowicie przeciwna. Prowadząc tę grę, oba państwa są skazane na pewien rodzaj budowania porozumienia i unikania konfrontacji. Konfrontacyjne podejście nie jest w interesie tych państw.
Sęk (opr. DySzcz)
Fot. Weronika Pawlak