Słońce uniosło głowę i potrząsnęło grzywką ze zdziwienia. Przed horyzontem stał słoń, na którym siedziała mrówka i biła go piętami po bokach.
A słoń nic.
– Szybciej! – ponaglała mrówka słonia, bo spieszyła się do koleżanki.
A słoń nic.
– Zsiadaj ze słonie i idź na piechotę – krzyknęło słońce tak głośno, że aż wyprostowały mu się loki, które zakręcało na noc.
– A od czego są słonie? – mrówka ani myślała zmieniać plany.
– Nie wiesz? Nikt ci nie powiedział? – twarz słońca pokraśniała z oburzenia.
– Coś słyszałam, ale zapomniałam – mrówka wzruszyła czułkami.
Słońce postanowiło wytłumaczyć mrówce, jak się sprawy mają. Wzięło więc głęboki oddech, nadęło policzki i… uniosło się nad horyzontem.
I wtedy słoń strącił mrówkę i poszedł załatwiać swoje sprawy, bo tylko czekał, aż słońce wstanie.
Grażyna Lutosławska
Fot. Bolesław Lutosławski