Prof. Osadczy o stosunkach polsko-ukraińskich: Już w tej chwili jesteśmy ze sobą w stanie konfliktu

osadczy

Nieznani sprawcy pomazali w nocy z wtorku na środę czerwoną farbą cmentarz ofiar totalitaryzmu w Bykowni pod Kijowem i próbowali zniszczyć wejście na znajdujący się tam polski cmentarz wojenny. To kolejny taki incydent, po wysadzeniu w powietrze ponad dwa tygodnie temu pomnika pomordowanych Polaków w Hucie Pieniackiej na Ukrainie.

Zdaniem prof. Włodzimierza Osadczego (na zdj.) z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, pełnomocnika wojewody lubelskiego ds. relacji z Ukrainą, teoria, że za tymi wydarzeniami stoi Rosja, może być prawdziwa. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że są one przejawem pogarszających się stosunków pomiędzy Ukrainą a Polską, widocznych zwłaszcza na szczeblu obu społeczeństw. – Już w tej chwili jesteśmy ze sobą w stanie konfliktu. Społeczeństwo ukraińskie bardzo mocno się radykalizuje. Jest wychowywane na wzorcach nacjonalizmu. Społeczeństwo polskie odsłania natomiast w całym ogromie bólu i dramatyzmu zbrodnię ludobójstwa. Mamy przed sobą więc dwie metamorfozy, doświadczane przez oba społeczeństwa. Jedno z nich jest chowane w duchu gloryfikacji oprawców, drugie odkrywa ukrywaną przez polityczny establishment III RP prawdę o zbrodni o wiele bardziej dramatycznej niż katyńska. W tej chwili mamy do czynienia nie tyle ze zderzeniem dwóch pamięci, ile mamy przed sobą dwa dość bolesne procesy przeżywane przez mieszkańców Ukrainy i Polski.

Zdaniem naszego gościa bezpośrednia ingerencja Federacji Rosyjskiej w stosunki polsko-ukraińskie jest temu państwu niepotrzebna, wobec samoczynnie narastających sprzeczności i konfliktów pomiędzy krajami leżącymi po obu stronach wschodniej granicy Unii Europejskiej. – Europa Środkowa jest tworem hipotetycznym, absolutnie pozbawionym głębszych podwalin cywilizacyjnych. Bo nie możemy skleić zbanderyzowanej Ukrainy, Polski i Litwy naznaczonej wielkim antypolonizmem i nacjonalizmem. Z tego nie stworzy się bytu, któryby się przeciwstawił rosyjskiemu imperializmowi. Wiemy, że cały czas iskrzy na linii Warszawa-Wilno. Mimo że udajemy, iż w stosunkach pomiędzy Warszawą a Kijowem jest dobrze, wcale tak nie jest. Rosji pozostaje tylko czekać i biernie przyglądać się, co się dzieje, dlatego że wydarzenia same się rozwijają w kierunku bardzo dramatycznym. Rosja angażować się tutaj nie ma specjalnie po co. W tej chwili powstaje nowy koncert mocarstw, w którym Rosja też będzie brać udział. Zmienia się myślenie. Natomiast my zostajemy zmarginalizowani i skazani na gryzienie się ze sobą.

Prof. Osadczy nie widzi wyjścia z tej sytuacji, zwłaszcza gdy na Ukrainie wciąż narastają tendencje nacjonalistyczne, zaś polskie władze wydają się nie do końca dostrzegać związane z tym niebezpieczeństwo. – Nie za bardzo wiem, co możemy w tej chwili zrobić. Ukraina podąża drogą, która jakiś czas temu została wytyczona, a Polska biernie się temu przygląda. Rzeczpospolita powinna przede wszystkim pilnować swego bezpieczeństwa w przestrzeni informacyjnej i w dziedzinie priorytetów narodowych. Należy do nich pamięć. Poza granicami poniewierają się szczątki dziesiątków tysięcy Polaków, pomordowanych na Wschodzie. Te tematy powinny być cały czas obecne w świadomości i doprowadzić do pewnej normalności. Jednak sądzę, że wielkim przegranym w tym wszystkim będzie Polska, która przymykała oczy na swoje priorytety, dotyczące racji stanu, jakie trzeba było konsekwentnie realizować w relacji z Ukrainą.

ToNie / opr. ToMa

Exit mobile version