Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump oczekuje, że Rosja zwróci Ukrainie Krym oraz podejmie kroki mające na celu „zredukowanie przemocy” na terenie Ukrainy. We wtorek – 14 lutego podczas spotkania z dziennikarzami poinformował o tym rzecznik prasowy Białego Domu – Sean Spicer.
– Sytuacja jest skomplikowana i niejasna. Stosunki z Rosją są wielką niewiadomą – mówi Andrzej Jaroszyński (na zdj.), były ambasador Polski w Australii i Norwegii, konsul w Stanach Zjednoczonych. Według niego Trump jako kandydat jest w swoich wypowiedziach trochę inną osobą, niż jako prezydent. Ta różnica jest bardzo zastanawiająca. Jak należy to tłumaczyć? – Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Możemy tę politykę tłumaczyć sprawami wewnętrznymi w USA, a mianowicie naciskiem Republikanów, którzy uważają, że zapowiedzi Trumpa zaszkodziłyby Stanom Zjednoczonym. Drugim czynnikiem może być opinia publiczna – mówimy o zasadniczym nurcie prasy i telewizji – zaczęła wykorzystywać ten „prorosyjski ton” w wypowiedziach prezydenta Trumpa do atakowania go. Wobec tego musiał on pokazać, że jest kontynuatorem stałej polityki amerykańskiej – twierdzi Jaroszyński. – Sprawa trzecia to już są wydarzenia związane z doradcą prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego, Michaela Flynna, który ukrył przed swoimi przełożonymi fakt prowadzenia rozmów z ambasadorem Rosji Siergiejem Kisljakiem na temat amerykańskich sankcji wobec Moskwy. W związku z tą sytuacją stracił stanowisko – dodaje gość Wojciecha Brakowieckiego.
Do słów Seana Spencera odniósł się rzecznik Kremla – Dmitrij Pieskow. – Rosja z nikim nie będzie dyskutować na temat zwrotu Krymu Ukrainie – takie oświadczenie przekazał dziennikarzom. Pieskow dodał, że „Rosja nie porusza kwestii, dotyczących swojego terytorium z zagranicznymi partnerami”. Natomiast szef Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin wezwał do zaprzestania dyskusji na temat zwrotu Krymu. W jego ocenie jakiekolwiek rozmowy na ten temat to „targnięcie się na jej integralność terytorialną”. Swoje zdanie wyraził również szef Parlamentarnej Komisji Spraw Zagranicznych – Leonid Słucki, który powiedział, że wypowiedzi na temat zwrotu Krymu Ukrainie, choć nie przekreślają resetu w kontaktach Moskwy z Waszyngtonem – są dla Rosji „zimnym prysznicem dla zbyt daleko idących oczekiwań wobec Donalda Trumpa i jego ekipy”.
Podczas wtorkowej konferencji prasowej rzecznik Białego Domu przekonywał, że Donald Trump zawsze prezentował wyjątkowo twarde stanowisko wobec Rosji. – Prezydent postawił sprawę jasno, że oczekuje rozwiązania konfliktu na Ukrainie i zwrotu Krymu – powiedział Sean Spicer przypominając, że ambasador USA przy ONZ Nikki Haley jasno wyraziła żądanie zakończenia okupacji Krymu przez Rosję. Jednak sam Donald Trump w przeszłości powstrzymywał się od krytyki Rosji za zajęcie Krymu, a podczas jednej z debat przekonywał, że sprawa rosyjskiej inwazji na Ukrainie jest problemem Niemiec i innych państw europejskich. Mówił też, że szanuje prezydenta Władimira Putina i wielokrotnie sugerował, że gotów byłby do zniesienia sankcji wobec Rosji, jeśli Moskwa pomogłaby Stanom Zjednoczonym w walce z tak zwanym Państwem Islamskim.
Rosja dokonała aneksji Krymu w 2014 roku. W tym samym roku rozpoczęła się wojna na wschodzie Ukrainy. Z wojskiem ukraińskim walczą tam oddziały prorosyjskich separatystów.
Kolejnym elementem polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych jest sprawa uchodźców, która była istotnym elementem w czasach kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa. Prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział, że w przyszłym tygodniu ogłosi nowy dekret w sprawie imigracji. „Wydamy nowy, obszerny dekret, który zapewni bezpieczeństwo Amerykanom” – oświadczył prezydent na konferencji prasowej. Według niego nowy dekret obejmie wszystkie kwestie związane z imigracją. Ma też uwzględniać stanowisko sądu, który zawiesił poprzedni dokument.
Ogłoszony w styczniu dekret imigracyjny miał wstrzymać na 120 dni program przyjmowania uchodźców oraz na 90 dni wszelką imigrację z siedmiu krajów muzułmańskich. Co na to Amerykanie? W opinii gościa Wojciecha Brakowieckiego – w rejonach, gdzie jest większość ludności, która nie ma kontaktu z imigracją oraz w pewnych częściach dużych metropolii, gdzie jest pewne utożsamienie migracji z konfliktami, czy problemami z ludnością nie białą – w tych środowiskach taka bardziej zdecydowana polityka (zmniejszająca napływ imigracji) będzie miała poparcie. Natomiast środowiska naukowe biją na alarm, bo jest to rewolucyjne posunięcie. Teraz, kiedy wszyscy oczekują, że USA pomoże Europie w tej sytuacji, jest to posunięcie bardzo krytykowane – stwierdził Andrzej Jaroszyński, który był gościem programu Radia Lublin „Między dniem a dniem”.
IAR / WB / opr. SzyMon