Sejm pracuje nad ustawą, która umożliwia bronienie tzw. doktoratu wdrożeniowego. Po jego wprowadzeniu młody naukowiec będzie mógł pracować nad doktoratem jednocześnie na uczelni i w przedsiębiorstwie.
– Jeśli chodzi o stronę naukową, to jest taki sam doktorat i taki sam stopień naukowy, jak każdy inny – wyjaśniał na antenie Radia Lublin wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Piotr Dardziński (na zdj. po lewej). – Dlaczego chcemy go wprowadzić? W czasie konsultacji społecznych, w trakcie których prowadziliśmy rozmowy z inwestorami, naukowcami, przedsiębiorcami, wszyscy oni mówili, że mamy problem z kadrą. Mamy kłopot z brakiem profesjonalistów, którzy potrafią zrozumieć zarówno naukowca, jak i przedsiębiorcę. Osoby z doktoratem wdrożeniowym, to będą ci ludzie, które pracując w przedsiębiorstwie albo jakiejś instytucji – bo takie doktoraty mogą mieć również charakter społeczny czy humanistyczny – równocześnie bardzo ściśle będą współpracować z nauką, dlatego że promotor pracy będzie pochodzić z uczelni lub instytutu badawczego.
Zdaniem prorektor ds. nauki Politechniki Lubelskiej prof. dr hab. Marzenny Dudzińskiej (na zdj. po prawej), ustawa w sumie zmienia niewiele. – W tej chwili doktorat można uzyskać dwoma drogami. Pierwszą jako słuchacz studiów doktoranckich. I tu może rzeczywiście jest trochę trudniej o kontakty z biznesem. Chociaż osoby uczęszczające na te studia w systemie zaocznym bardzo często pracują w przemyśle. Uczelnie odpowiadają na zainteresowania i zapotrzebowania, związane z karierą zawodową danego doktoranta. Na uczelniach technicznych bardzo często zarzutem jest, jeśli doktorat ma cel wyłącznie naukowy, a brak w jego pracy naukowej celu praktycznego. Doktorat można też robić, będąc asystentem na uczelni albo pracownikiem jakiejś instytucji, prowadząc tam badania. Na Politechnice Lubelskiej robimy doktoraty na przykład we współpracy z oczyszczalnią ścieków czy z firmą produkującą urządzenia wentylacyjne. W ustawie interesujące jest tylko to, że dodano w niej zapisy dotyczące możliwości finansowania takich programów.
Według ministra Dardzińskiego to właśnie ta ostatnia sprawa jest w nowej ustawie najważniejsza. – Pani rektor powiedziała, że jedyną różnicą jest kwestia finansowa. Ale finanse to jeden z głównych powodów, przez które młodzi ludzie rezygnują z kariery naukowej czy wyjeżdżają za granicę. A dzięki doktoratowi wdrożeniowemu mogą realizować swoje ambitne plany. Nie zmieniamy kryteriów, parametrów i trybu prowadzenia studiów doktoranckich, tworzymy tylko zinstytucjonalizowany system wspierania ich uczestników. Oczywiście również dzisiaj można takie doktoraty robić, ale często młody naukowiec jest pozostawiany samemu sobie. Teraz nie sam doktorant będzie zabiegał o doktorat wdrożeniowy, ale powstanie systemowe współdziałanie pomiędzy trzema podmiotami: pracodawcą, doktorantem, który dostaje 2450 zł stypendium i uczelnią, która nawiązuje współpracę z przedsiębiorcą, który doktoranta zatrudnia. Na doktoracie wdrożeniowym korzystają wszyscy: przedsiębiorca, bo ma świetnego pracownika; doktorant, bo otrzymuje podwójne wynagrodzenie; uczelnia, bo ma ambitnego młodego człowieka, który stanie się jej naturalnym kontaktem w przemyśle. Przyszli doktorzy wdrożeniowi będą potem przyprowadzać przedsiębiorców do uczelni i robić wraz z nią przełomowe projekty.
– Nie staramy się zrobić wielkiej rewolucji, tylko duży krok w kierunku, który wskazują nam środowiska naukowe i przemysłowe – wyjaśnia wiceminister. – Chcielibyśmy, żeby naukowcy w dużo większym stopniu zaangażowali się w rozwiązywanie problemów, które mają potencjał technologiczny. To jest potrzebne do naszego awansu cywilizacyjnego.
Sęk / opr. ToMa
Fot. DySzcz / Weronika Pawlak