Stały naprzeciwko siebie na środku ścieżki i patrzyły wilkiem. Jeden żółty dziób mówił drugiemu żółtemu dziobowi, co myśli o tym, że tamten w ogóle nie myśli. Jakby pomyślał, to by nie stał, tylko zszedł, bo przecież on dziób idzie. A dlaczego on miałby iść pierwszy, pytał dziób posądzony o brak myślenia. Bo tak. Jak tak, to ja tu idę, a ty idź tam, albo jeszcze lepiej stój. Tylko tam, nie tu. Ale ja… Co ty? Ja jestem bardziej! Bardziej co? Żółty. Hahaha. Hohoho. Hihihi, śmiały się dzioby. Właściwie z siebie, ale tak naprawdę do siebie, bo stały dziób w dziób, tak samo żółte i identycznie zacietrzewione. A co tu tak wesoło? – zapytał kogut i pacnął oba kurczaki skrzydłami. On szedł, a one stały mu na drodze. Dwa żółtodzioby opuściły potulnie małe, żółte dzioby, a kogut uniósł swój duży i już miał przenieść go dostojnie tam, dokąd szedł, ale w oddali zagdakała kura. Wszystkie trzy dzioby zrobiły w tył zwrot i dziób w dziób poszły na obiad.
Grażyna Lutosławska
Fot. Bolesław Lutosławski