Lublin: Pionierskie zabiegi wszczepienia najmniejszych stymulatorów serca

pm operacja2 2

W Lublinie przeprowadzono operacje wszczepienia najmniejszych na świecie stymulatorów serca. Aż trzy takie zabiegi odbyły się w Klinice Kardiologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4.

Jest to pionierska w regionie lubelskim operacja wszczepienia stymulatora Micra TPS, który jest wielkości kapsułki witaminowej. Wszczepienie tego rozrusznika nie wymaga nacięcia chirurgicznego w klatce piersiowej. Micra jest wszczepiana przez niewielkie nacięcie w żyle udowej bezpośrednio do prawej komory serca.

– Ten zabieg jest wyjątkowy dlatego, że dzięki wielkiemu postępowi, który dokonuje się wciąż w medycynie, doszło do miniaturyzacji urządzeń, które wszczepiamy – mówił przed rozpoczęciem zabiegów prof. Andrzej Wysokiński, kierownik Kliniki Kardiologii SPSK nr 4 w Lublinie. – Wszystko teraz robi się drogą przezskórną, a urządzenia wszczepialne, którymi dysponujemy są coraz mniejsze. Ten stymulator to 1/4 długopisu.

Dotychczas wszczepiane były układy stymulujące serce, które składały się z baterii o wymiarach 5/2 cm i grubości ok. 5 mm.

– Ta bateria musiała być połączona elektrodą z miejscem docelowym, które jest stymulowane, czyli z koniuszkiem serca, prawym przedsionkiem, zatoką wieńcową – mówił prof. Wysokiński. – Elektrody cały czas pracowały razem z sercem. Wiadomo, że serce wykonuje od 60 do 80/90 skurczów na minutę – proszę sobie to wszystko przemnożyć na godziny, dni i lata. Tyle razy ta elektroda musiała się ruszać, odginać. Są to elementy i części układu stymulującego niewątpliwie bardzo trwałe – i takie muszą być, bo teoretycznie powinny pacjentowi wystarczyć do końca życia – ale niestety nie zawsze tak jest. Najlepsze samochody też potrafią się psuć. Dochodziło do rozszczelnienia tych elektrod, łamania się, uszkodzeń. Uszkodzone elektrody stanowią materiał potencjalnie niebezpieczny. Jest to ciało obce i miejsce, gdzie bakterie od razu i najszybciej się gnieżdżą. Usuwanie uszkodzonych elektrod jest dużym problemem. My się w tym specjalizujemy. Jesteśmy jednym z referencyjnych ośrodków jeśli chodzi o usuwanie elektrod i układów stymulujących, które wrastają do żył – tkanek bardzo delikatnych. Trzeba to wyciągnąć z tych tkanek. Często może dojść do perforacji, różnego rodzaju uszkodzeń po drodze. Teraz ten postęp polega na tym, że ten mały układ stymulujący pozbawiony jest elektrody. Bateria jest bezpośrednio włożona do serca, do miejsca, gdzie stymulujemy.

Jedną z zalet stymulatora jest to, że pacjent może z tym implantem bez problemu przechodzić badania rezonansem magnetycznym.

– Są też te tradycyjne stymulatory, które pozwalają robić badania rezonansowe. Wiadomo, że stymulator mają wszczepiony ludzie starsi, którzy gromadzą często cały szereg różnych chorób. W przyszłości nie możemy dyskwalifikować ich od różnych badań tylko dlatego, że mają wszczepiony stymulator. Postęp poszedł w tym kierunku, żeby nie tylko miniaturyzować, ale też oszczędzać pacjentów jeśli chodzi o różne badania, żeby te protezy nie przeszkadzały im w życiu, w diagnostyce i chorowaniu na inne choroby.

Prof. Wysokiński zaznaczył, że lubelska klinika jest jednym z czołowych ośrodków jeśli chodzi o implantację stymulatorów serca, ich reperowanie i usuwanie.

– Trzeba zaznaczyć, że są to drogie urządzenia – jedno kosztuje ponad 40 tysięcy złotych. Jest bardzo dobre i bardzo drogie. Zakupionych zostało 10 urządzeń i tyle mamy możliwość w najbliższym czasie implantować. Mam nadzieję, że będziemy to rozwijać. Jeśli chodzi o kardiologię interwencyjną – zabiegową, to jesteśmy w czołówce Polski, a Polska jest w czołówce Europy. Niczego nam nie brakuje. Problemem jest kwestia chorych, których wyleczymy zabiegowo w okresie późniejszym. Niestety brakuje łóżek dla chorych przewlekle z niewydolnością serca. Ostrymi zabiegami przedłużamy życie pacjentów, ale oni dalej mają różne schorzenia, które kwalifikują ich do hospitalizacji.

Pierwsza implantacja stymulatora  odbyła się w 2013 r. W Polsce rozrusznik ten wszczepiany jest od 2016 r. Nosi go już ponad 60 pacjentów.

ToNie (opr. DySzcz)

Fot. Piotr Michalski

Exit mobile version