– Mamo, patrz, jest tam! – dziewczynka pokazała w stronę wyjścia.
Matka sprzątała resztki po słoiku z kiszonymi ogórkami, połamaną bagietkę i kawałki białego sera, który wymknął się z papierowej torby i połączył na podłodze z pozostałymi produktami na kolację. Malowniczo, ale trochę przedwcześnie.
– Prosiłam, żebyś nie bawiła się w sklepie – westchnęła do wpatrzonej w drzwi córki.
– To nie ja – odpowiedziała stanowczo dziewczynka. – To reniferek. Przyleciał, potrącił wózek i wyleciał.
Reniferek zatrzymał się na parkingu. Otworzył drzwi do samochodu i przy okazji walnął nimi w bok sąsiedniego. Porożem popchnął mężczyznę, który wpadł na plecy innego, a tamten następnego. Nie wysłuchał do końca, co panowie mają sobie do powiedzenia, bo zobaczył nadjeżdżający samochód. Podbiegł do kierowcy i zasłonił mu oczy, tak, że samochód stanął dokładnie na linii oddzielającej dwa miejsca do parkowania. A na koniec zderzył ze sobą dwa wózki pełne zakupów, które mijały się właśnie na chodniku. I poleciał dalej, bo to był reniferek latający.
Grażyna Lutosławska
Fot. Bolesław Lutosławski