Im bliżej premiery kolejnego studyjnego albumu Rogera Watersa, tym więcej pojawia się informacji na temat muzyka. Najnowsza dotyczy nie płyty, lecz specjalnego koncertu, o którym Anglik myśli. Waters z okazji upadku muru berlińskiego dał niesamowity koncert w stolicy Niemiec, wykonując z plejadą gości klasyczny album „The Wall”. Potem wielokrotnie z nim koncertował (także w Polsce). Angielski artysta raczej celebrował upadki murów. Teraz jednak zastanawia się na tym, aby wykonać kultową płytę na granicy amerykańsko-meksykańskiej, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko planom prezydenta Donalda Trumpa budowy muru oddzielającego USA i Meksyk.
– Przekaz tej płyty jest dziś bardzo istotny, odkąd pan Trump został prezydentem. Jego plany budowy muru tworzą ogromną wrogość między rasami i religiami – mówił Roger Waters w rozmowie z agencją AFP. – Album opowiada o tym, jak niszczące jest tworzenie murów, na płaszczyźnie osobistej i szerszej również. Muzyka to uzasadniony środek protestu, muzycy mają prawo go wyrażać.
Waters już wcześniej dał wyraz swojej antypatii do Trumpa, porównując go do Hitlera.
Zanim koncert się odbędzie, ukaże się album „Is This the Life We Really Want?”. Dokładna data premiery nie jest jeszcze znana.
– To tak naprawdę płyta o miłości – o czym zresztą są wszystkie moje płyty – mówił kilka miesięcy temu Waters. – Rozmyślam nie tylko nad tym, dlaczego zabijamy nasze dzieci. Zastanawiam się też nad chwilami pełnymi miłości – jeśli dane jest nam jej doświadczyć – i pozwalam tej miłości rozświetlać wszystko i wszystkich.
Według wcześniejszych doniesień, nad brzmieniem czuwa Nigel Godrich z Radiohead. Zestaw wypełni 12 utworów.
Ostatni regularny longplay Anglika to „Amused to Death” z września 1992 roku. W 2005 wydał operę „Ça Ira”.
(megafon.pl / Roger Waters fot. Archiwum artysty)