Polska nie poparła Donalda Tuska, bo zarzucała mu między innymi wspieranie opozycji i wykorzystywanie do tego autorytetu unijnej instytucji. Rząd zarzucał mu także, że nie umiał bronić skutecznie interesów Polski. Warszawa miała swojego kandydata, był nim Jacek Saryusz-Wolski.
Donald Tusk pozostanie jednak szefem Rady Europejskiej na drugą kadencję, ponieważ tak zdecydowali unijni przywódcy na czwartkowym (09.03) szczycie w Brukseli.
O czym świadczy wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej? O tym redaktor Tomasz Nieśpiał rozmawiał z politologiem prof. Andrzejem Gilem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II w Lublinie.
Cała Europa patrzyła na to, co się na tym szczycie stało. Co zobaczyła? Spektakularną porażkę?
– Myślę, że wszystko zależy od tego, jak na to patrzeć – powiedział na antenie Radia Lublin gość Tomasza Nieśpiała. – Działa się tam polityka. Ktoś wygrał, a ktoś przegrał. Tego nie da się oceniać w kategoriach czarne-białe czy dobro-zło. Była to pewna próba przeforsowania własnego kandydata, a później utracenia, w zasadzie nie wiadomo, czyjego kandydata. To się nie udało, ale jak rano wstawałem, to wszystko było normalnie. Nic się w przyrodzie nie zmieniło. Europa ma pewien problem, ponieważ widać, że procedury wyboru najważniejszych urzędników szwankują. W tym momencie rzeczywiście, jeżeli tak odsuniemy te wszystkie emocje, to da się zauważyć „kryzys”, który jest spowodowany nie przez Polskę, ale przez brak przejrzystości i to, że ktoś usiłuje komuś cokolwiek narzucać.
Dlaczego cała Europa powiedziała „nie” polskiemu kandydatowi?
– Z jednej strony rzeczywiście to wszystko działo się za szybko. Jak w grę wchodzi dyplomacja, to są tygodnie, a nawet miesiące takich zakulisowych działań, przekonywania do swoich racji. Z drugiej strony to był pewien precedens, bo zwróćmy uwagę, że historia tego stanowiska nie jest długa. Jakby Ci politycy stawali się urzędnikami. Tutaj został zaproponowany człowiek, który nie był politykiem tego formatu, nie był premierem rządu. Był po prostu bardzo kompetentnym europosłem. Jeżeli miałbym porównywać Jacka Saryusza-Wolskiego i Donalda Tuska, to zdecydowanie w każdej dziedzinie wygrywa ten pierwszy. To jest troszeczkę takie zaskoczenie, że nagle wychodzi się z kandydatem technicznym, który coś tam ma forsować i rzeczywiście ma coś robić poza zabieraniem pensji. To mogło trochę zaskoczyć. Jednak z drugiej strony pamiętajmy, że jest ten ścisły sojusz. Parę dni wcześniej było spotkanie w Wersalu. Niektórzy chcą tworzyć tą Europę w jakiejś takiej kosmicznej prędkości i ja sądzę, że wszystkie te decyzje tam zapadły, a reszta miała tylko powiedzieć zgodnym okrzykiem „tak”. W tym momencie Polska się wyłamała i mamy taki ambaras. To świadczy o słabości UE, a nie o tym, że Polska uczyniła jakiś krok wstecz lub cokolwiek innego. Wszelkie tego typu komentarze to jest hejt polityczny i nic więcej – zaznacza prof. Gil.
Czy to znaczy, że zapewnienia o silnej i dominującej pozycji Polski były na wyrost?
– Najbliższe kontakty mamy z Litwą, a jakie są relacje pomiędzy naszymi krajami, patrząc przez pryzmat Polaków litewskich, to wiemy, jak to wszystko wygląda. To jest jakby jedna rzecz. Grupa Wyszehradzka jest sprawna w pewnym zakresie i obszarze. Natomiast, niedawne kontakty Węgiersko-Rosyjskie pokazały, że Viktor Orbán prowadzi własną politykę. Jest premierem Węgier oraz szefem Fideszu i to go interesuje. Współdziała tam, gdzie jest mu wygodnie. To jest polityka i tego się trzeba uczyć. Wcześniej wspomniałem o tej pracy dyplomatycznej. Tego tutaj zabrakło, bo sądzę, że jeśli byłoby takie rozeznanie w intencjach premierów Węgier, Słowacji, Czech i przywódców Państw Bałtyckich, to myślę, że tutaj inaczej by to wyglądało. Z trzeciej strony nie wyobrażam sobie poparcia Prawa i Sprawiedliwości dla Donalda Tuska, bo to byłoby wbrew naturze polityki. Po prostu mimo wszystko pewnych rzeczy się po prostu nie robi. (…) Daliśmy się, jako państwo zagonić w kąt, ale myślę sobie, że jeśli to zostanie przez PiS dobrze rozegrane, to jeszcze jakieś dobro może z tego wyniknąć – podkreśla prof. Gil.
Miarą polityki zagranicznej jest skuteczność realizacji celów. Tutaj tego zabrakło.
– Jeżeli premier Beata Szydło głosowała przeciwko Donaldowi Tuskowi, to czyim on jest kandydatem? To jest coś nad czym trzeba się pochylić i zastanowić. Kogo Tusk reprezentuje jako szef Rady Europejskiej? Czy to jest sukces czy porażka dyplomacji? W jakiś tam sposób na pewno nie jest to osiągnięcie, ale jak sądzę można to politycznie wykorzystać i spróbować dokonać szerszej refleksji – powiedział na antenie Radia Lublin prof. Gil.
Szef Rady Europejskiej powiedział, że zrobi wszystko, by bronić Polskę przed polityczną izolacją. Donald Tusk mówił o tym podczas szczytu w Brukseli, gdzie uzyskał zgodę unijnych liderów na drugą kadencję. Stało się to przy sprzeciwie Polski.
ToNie / / opr. PaW
Fot. archiwum
CZYTAJ: Krzysztof Hetman: Polska wygrała. Przegrał komitet polityczny PiS