Instytut Pamięci Narodowej zidentyfikował szczątki zamordowanych przez komunistyczne organy bezpieczeństwa żołnierzy AK-WiN: pułkownika Mariana Pilarskiego pseudonim „Jar” i Stanisława Biziora pseudonim „Eam”, pochowanych na tzw. „Lubelskiej Łączce”. Jednak według gościa Radia Lublin profesora Tomasza Panfila (na zdj.), historyka z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego to wciąż zbyt mało: – Odnaleziono dwóch wybitnych żołnierzy Podziemia Niepodległościowego. Dwóch. Tu liczby są bezwzględne. Z rąk komunistów zginęło około 50 tysięcy polskich żołnierzy. Znaleziono około 800, a identyfikacja dotyczy 70. Jesteśmy poniżej jednego procenta. Tak być nie powinno – uważa prof. Panfil.
Zdaniem naszego gościa to pokazuje wielki sens pracy zajmującego się identyfikacjami zespołu IPN. – Jego szef, prof. Szwagrzyk miał absolutną rację, kiedy powiedział: „Poszukiwania szczątków żołnierzy i ich identyfikacja to jest misja, sprawa niemalże święta, niektórzy traktują ją jak urzędnicze procedury”. I na tym polega problem – dla jednych są to szczątki bohaterów, a dla innych to próbka laboratoryjna nr 47.
Profesor Tomasz Panfil jest członkiem Społecznego Trybunału Narodowego, na którego pierwszym posiedzeniu w lutym symbolicznie osądzeni zostali: Bolesław Bierut i Stefan Michnik, sędzia w procesach żołnierzy podziemia niepodległościowego. Społeczny Trybunał Narodowy to obywatelski sąd, którym ma orzekać utratę dobrego imienia. – Jego działalność odbywa się w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Jest to inicjatywa obywateli Rzeczpospolitej, którzy nie chcieli się pogodzić z faktem, ze twórcy zbrodniczego PRL-u nie tylko nie ponieśli kary, ale dożywali końca swoich dni opływając w dostatki, podczas gdy ich ofiary żyją za śmieszne pieniądze, nieporównywalnym z tymi, które otrzymywali dawni ubecy, esbecy i funkcjonariusze partyjni. Ta inicjatywa to taki „ruch oburzonych” tym, że państwo polskie przez ćwierć wieku istnienia III RP nie zdobyło się na jasny osąd tych, którzy zbudowali PRL – państwo zbrodnicze, ufundowane na grobach naszych najlepszych rodaków. Jeżeli prawdą jest, że żyjemy w wolnej Rzeczpospolitej, to wolna Polska powinna swoich katów i ciemiężycieli osądzić nie w dwudziestym ósmym roku istnienia, tylko w pierwszym lub drugim. Poza tym wolna Rzeczpospolita powinna uznać PRL za ustrój nielegalny i nieprawowity. Bo taki on był. Okazuje się, że nie ma legalnych podstaw istnienia PRL-u. To państwo istniało nielegalnie. W związku z tym wydawane przezeń wyroki również były nielegalne. Kpiną jest, że major Andrzej Kiszka (partyzant Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, ukrywający się do 1961 r. przed władzami komunistycznymi – przyp. red.) do tej pory ma prawomocny wyrok, za to, że był żołnierzem podziemia. Przecież z mocy prawa taki wyrok powinien zostać uznany za nieważny. Jednak bohater, człowiek, który ukrywał się do lat 60. XX wieku, musi zabiegać w sądach wolnej Rzeczpospolitej, żeby go uniewinnić. Wszystkie sądy przy tego typu sprawach powinny mieć w salach jako motto słowa Hieronima Dekutowskiego „Zapory”: „Amnestia to jest dla złodziei, a my jesteśmy Wojsko Polskie” – stwierdził gość Radia Lublin.
Zdaniem profesora Panfila wciąż zdecydowanie zbyt mało robi się dla uczczenia pamięci żołnierzy podziemia antykomunistycznego i osądzenia ich prześladowców. – Państwo polskie przez ostatnie ćwierćwiecze nie zdało w tym względzie egzaminu podwójnie: to znaczy nie odnalazło i nie uhonorowało swoich bohaterów, a po drugie nie skazało, choćby symbolicznie, ich katów i morderców. Obu tym grupom III RP jest coś winna: pierwszej grupie szacunek, a drugiej sprawiedliwy osąd. Do tej pory tego nie robi.
Profesor Tomasz Panfil na antenie Radia Lublin wypowiedział się również na temat sprawy historyka IPN-u Macieja Sobieraja, który podczas jednego z posiedzeń Zespołu ds. Nazewnictwa Ulic i Placów Publicznych w Mieście Lublin sprzeciwił się nazwaniu jednej ulic imieniem majora Leonarda Zub-Zdanowicza ps. Ząb”, cichociemnego, żołnierza Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Głosował w tej sprawie wbrew stanowisku IPN-u. – Pan Sobieraj jest winien całkiem poważnej przewiny – naraził na szwank autorytet instytucji, której ludzie ufają. A instytucja wypowiedziała się jednoznacznie: „major Zub-Zdanowicz godzien jest tego, żeby mieć w Lublinie swoją ulicę” – uważa nasz gość.
– Zespół do spraw Nazewnictwa Ulic i Placów Publicznych w Mieście Lublin ma również najwyraźniej dylemat z rotmistrzem Pileckim, którego nie rekomendował jako patrona budowanego mostu na Bystrzycy. To jest absurd. Wiem, że nazwanie tego obiektu mianem 700-lecia Lublina ładnie brzmi. Ale gdyby ktoś wziął przywilej sprzed 700 lat i go z dobrą wolą przeczytał, to zobaczyłby, że dotyczy on sprzedaży wójtostwa lubelskiego Maciejowi z Opatowca. To co, nazwiemy most 700 Lat Sprzedaży Wójtostwa Lubelskiego? A tak się powinien nazywać. W bieżącym roku nie przypada 700-lecie lokacji miasta. Historycy są zgodni: Lublin został lokowany wcześniej. Tylko tych przywilejów nie znamy, więc obchodzimy 700-lecie teraz. Ale prawda historyczna a propaganda jubileuszowa to nie muszą być dwie identyczne narracje – stwierdził profesor. Panfil.
ToNie / opr. ToMa
Fot. ToMa