– Nasza praca to wojna o ludzkie życie – mówią o swojej pracy ratownicy medyczni. Nad bezpieczeństwem ludzi czuwają 24 godziny 7 dni w tygodniu.
– Początki lubelskiego pogotowia były dość skromne, bo było to pogotowie konne. W niektórych instytucjach były telefony, które do 15.00 w czasie pracy urzędu były przyjmowane przez pogotowie. Ewentualnie ludzie przychodzili i dzwonili w dzwonek, który był specjalnie umieszczony przy siedzibie pogotowia. Po pierwszym roku (1917) mieliśmy przeszło 140 interwencji. Kilkadziesiąt osób udało się uratować. To nie były błahe wyjazdy. Udzielano pomocy postrzelonym, stratowanym przez konia, odbierano porody. Po prostu zwiększył się dostęp do lekarza i pomocy medycznej – zaznacza ratownik medyczny Paweł Krasowicz.
Jak to wygląda w XXI wieku? Czym może się pochwalić
– Przede wszystkim nie mamy się czego wstydzić. Jeżeli chodzi o sprzęt i wyposażenie placówki, to jesteśmy na europejskim, czy nawet światowym poziomie. Nie odbiegamy niczym od krajów zachodnich – mówi Krasowicz.
– Zdecydowanie ilość wyjazdów zwiększyła się i w zasadzie karetki wyjeżdżają do wszystkich problemów. Począwszy od bólu brzucha, a skończywszy na rzeczach poważnych, czyli wypadkach lub innych zdarzeniach masowych. Tak naprawdę jadąc na wyjazd nie wiadomo, co zastaniemy na miejscu. Dyspozytorowi ciężko jest zebrać wywiad przez telefon, ponieważ każdy inaczej odbiera pewne rzeczy. Na każdym wyjeździe spotykamy się z czyimś nieszczęściem, bo choroba jest czymś nieprzewidywalnym – twierdzi ratownik medyczny Grzegorz Paul.
– Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Lublinie dysponuje 21 zespołami ratownictwa medycznego. Jest to zgodne z planem wojewódzkim i na dzień dzisiejszy uważam, ze jest to wystarczające. Na pewno jesteśmy dumni z tego co posiadamy, czyli z wykwalifikowanej kadry. Dzisiaj wszyscy pracownicy mają wykształcenie medyczne. Powstał nowy zawód: ratownik medyczny. Dwadzieścia lat temu nie śniło mi się nawet, że pogotowie będzie tak wyposażone, nowoczesne i sprawnie działające. Na pewno musimy popracować nad sprawami organizacyjnymi, problemem kształcenia podyplomowego i szlifować warsztat. Naszym zadaniem jest poprawa jakości świadczonych przez nas usług. Jako medycy chcemy być jeszcze bardziej sprawniejsi i skuteczniejsi – mówi dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie Zdzisław Kulesza.
– Taką ciemną stroną tej pracy jest brak szacunku. Ludzie często traktują nas jak taksówkę. W naszym społeczeństwie jesteśmy postrzegani, jako przewoźnicy. My postrzegamy to inaczej, bardziej romantycznie. Tu rzeczywiście często walczymy o czyjeś życie, pomagamy ludziom. Czasami wystarczy zwykła rozmowa, bo niekiedy potrzebują po prostu atencji i tego, żeby ktoś potrzymał ich za rękę. Mam tu na myśli ludzi starszych – mówi ratownik medyczny, który w zawodzie pracuje już od 12 lat, a od roku jest dyspozytorem, Piotr Jewsiejczyk.
– Uważam, że należy edukować społeczeństwo, kiedy tak naprawdę należy wezwać karetkę. My jesteśmy po to, żeby udzielać pomocy wtedy, kiedy ona jest niezbędna. Nie jesteśmy przychodnią na kółkach. Zaangażowanie takiego zespołu do sprawy, która nie wymaga pilności, odbiera szansę temu, kto umiera – podkreśla Kulesza.
Pierwsza siedziba pogotowia w Lublinie miesiła się w Ratuszu. Instytucja ta powstała z inicjatywy radnych miejskich w 1917 roku.
MaTo
Fot. pixabay.com