Wyniósł bombę z ratusza. Bohaterski woźny czeka na swoją ulicę

gilas 1

Zdjęcie przedstawia leżącego na boku mężczyznę, który obejmuje bombę lotniczą. Mężczyzna jest martwy. To Jan Gilas, woźny lubelskiego ratusza, który podczas wrześniowego bombardowania miasta w 1939 roku, wyniósł kilkudziesięciokilogramową bombę z magistratu pełnego ludzi. Bomba nie wybuchła, a Jan Gilas, prawdopodobnie wskutek ogromnego wysiłku, zmarł  na serce. Miał 38 lat.

To historia zapomniana na wiele lat. Pamięć o bohaterskim woźnym magistratu przywraca społeczny komitet, założony przez red. Janusza Malinowskiego. Jego członkowie chcą, by fragment ulicy Bernardyńskiej nosił imię Jana Gilasa. Trwa zbiórka podpisów.

W społecznym komitecie, założonym przez Janusza Malinowskiego działają: Joanna Dudziak, Alicja Lejcyk-Kamińska, Ewa  Żukowska, Henryk Bącal, Leszek Mikrut, Ryszard Piotrowicz, Janusz Woć i Andrzej Zdunek.

– W Domu Kultury LSM organizowaliśmy spotkanie na temat patronów ulic Lublina i co jakiś czas pojawia się u nas jakaś osoba i chce złożyć podpis. Jan Gilas był autentyczny, czysty, bohaterski złapał tę bombę, ważącą chyba ponad 50 kg i próbował wynieść z ratusza. Zwyczajny bohater w dzisiejszych niezwyczajnych czasach, jest nam naprawdę potrzebny. To jest człowiek, który nie zastanawiał się, nie kalkulował, czy coś będzie bohaterskie. Po prostu zadziałał. A dzisiaj się wiele rzeczy mówi na wyrost. Buzie mamy pełne słów: patriotyzm, Polska, a dużo osób nawet nie wie, co to znaczy. A zwyczajny woźny wiedział – mówią członkowie komitetu.

Jednak postać Jana Gilasa była przez wiele lat zupełnie nieznana.

– To słynne zdjęcie znalazłem w opublikowanym w 2003 roku albumie prac Edwarda Hartwiga. Nie ma żadnych dokumentów dotyczących tego zdarzenia – opowiada Janusz Malinowski. – Udało mi się ustalić, że ojciec bohaterskiego woźnego pochodził z gminy Kocudza. Tu w Lublinie się ożenił. Tu urodził się też w 1901 r. Jan Gilas. Był woźnym w magistracie. Miał dwoje dzieci: sześcioletniego syna i dziewięcioletnią córkę. Do dzisiaj żyje troje jego wnucząt. To rzecz intrygująca, że ta historia w jego rodzinie była kompletnie nieznana. Ci wnukowie usłyszeli ją ode mnie. Przypadek Jana Gilasa ogromnie mnie wzburzył, dlatego że uznałem za coś niebywałego, że człowiek, który dokonał takiego bezprzykładnego bohaterskiego czynu, został na 75 lat kompletnie zapomniany.

Listy, na których można złożyć podpis poparcia dla nadania imienia Jana Gilasa jednej z lubelskich ulic, są dostępne między innymi w Domu Kultury LSM.

MaG / op. ToMa

Fot. www.domkulturylsm.pl /archiwum/

Exit mobile version