– Jak się tu przeprowadziłem miałam dwadzieścia parę lat, a teraz mam 78. Ludzie robią się coraz starsi. Jest tragedia. Na czwartym piętrze mieszkają ludzie, którzy jeżdżą na wózkach inwalidzkich. Trzeba trochę ludziom współczuć, bo jest to nie do przeżycia – mówi jeden z mieszkańców problematycznych bloków.
– Trzy budynki były wybudowane 1967 roku, a dwa budynki zostały oddane do użytku w 1966 roku – mówi kierownik Administracji Osiedla Tatary Tadeusz Bednarski. – Tam mieszka ponad 400 osób, z czego 310 to osoby powyżej 60 roku życia. Wiem, że technicznie jest to możliwe, żeby zainstalować tam windy. Budynek jest tak skonstruowany, że idzie się klatką dookoła, a w środku jest wolna przestrzeń. My to nazywamy „duszą”.
– Moja matka od 6 lat nie wyszła z domu, gdy skończyła 85 lat już nie była w stanie, chociaż bardzo chciała – mówi córka pani Urszuli. – Nie może ani wejść, ani zejść z V piętra. Jest więźniem we własnym domu. Ma sytuację gorszą niż osadzony w zakładzie karnym, ponieważ oni mają prawo do codziennego spaceru. Moja mama od lat świata nie widziała.
Spółdzielnia nie ma pieniędzy na zamontowanie wind, a ludzie cierpią. Czy są szanse na pomoc z programu rewitalizacyjnego? Tego lokalnego, który będzie przegłosowywany w czwartek (27.04) raczej nie. Może gminnego, do którego konsultacje rozpoczną się na początku maja, ale prezydent miasta Krzysztof Żuk, nie daje wielkich nadziei.
– Ja mam świadomość, jak dużo inwestycji potrzebują Tatary czy osiedle Przyjaźni, ale wskaźnikowo odbiegają od tych terenów zdegradowanych, które kwalifikują się do udzielenia wsparcia według krytycznych ministerstwa – powiedział Radiu Lublin Żuk. – My musimy dla poszczególnych dzielnic stworzyć odrębne programy rozwoju.
JZoń
Fot. pixabay.com