/fot. Bolesław Lutosławski/
Liść wysunął nos z pąka.
– Dzień dobry. Chodź, będziesz się rozwijał – usłyszał.
Liść marzył o tym od zawsze. Najpierw jednak rozejrzał się ostrożnie. Był sam. Wszystkie liście pozamykały się w pąkach. Cofnął się więc i on.
Nagle coś zaszeleściło, zachrobotało, zachybotało pąkiem, podgryzło go i liść spadł. Wtedy zrozumiał, że tam, na górze czyhały na niego przędziorki i mszyce!
– Dobrze, że nie uległem pokusie i nie wychyliłem się. Tu, na ziemi jestem bezpieczny – powiedział i już miał się rozwinąć, ale nie zdążył, bo usechł.
Morał z tego taki, że szczęście nie leży na ulicy.
Grażyna Lutosławska