Cała Europa żyje zamachem w Manchesterze, tymczasem w dalekiej Azji Południowo-Wschodniej dochodzi do równie poważnych wydarzeń. Grupa, związana najprawdopodobniej z Państwem Islamskim, opanowała dwustutysięczne miasto Marawi na południowofilipińskiej wyspie Mindanao. ISIS chce zbudować na całej wyspie kalifat.
– Sytuacja jest niejasna. Nie wiadomo, jak dużą część miasta zajęli islamiści. Nie wiadomo, skąd zdążyli ich już wyprzeć wojska rządowe. Mamy informacje, że w czasie walk wojsko filipińskie używa pojazdów opancerzonych i lotnictwa – mówił na antenie Radia Lublin Paweł Behrendt z Centrum Studiów Polska-Azja.
Jednak atak ten stanowi w znacznej mierze nową odsłonę trwającego już bardzo dawno konfliktu – – Na południu Filipin wojna toczy się już od kilkudziesięciu lat. Rejony te zostały kilka stuleci temu nawrócone na islam przez muzułmańskich kupców. A reszta państwa jest, dzięki kolonizacji hiszpańskiej, katolicka. Istnieje cała masa ugrupowań, które walczą o oderwanie tego regionu do Filipin – opowiadał nasz gość.
Oprócz islamistów, działają też partyzanci niepodległościowi i oddziały komunistyczne.
– Szanse na utworzenie na terenie południowych Filipin islamistycznego kalifatu są dość mizerne. Walki trwają tam od przynajmniej 40 lat i armia filipińska jest szkolona oraz odpowiednio wyposażona do zwalczania formacji nieregularnych. Z drugiej strony jest wciąż za słaba, żeby stłamsić całkowicie rebelię. Do tego grupy partyzanckie cały czas się dzielą i łączą. Największa z nich – Front Wyzwolenia Moro – rozpadła się na nieislamistyczny Narodowy Front Wyzwolenia Moro i Islamski Front Wyzwolenia Moro. Z tego ostatniego wydzieliła się jeszcze grupa Abu Sajjafa, która sprzymierzyła się z Państwem Islamskim i która najprawdopodobniej odpowiada za atak na Marawi – stwierdził Paweł Behrendt.
Czy szansę na ostateczne zniszczenie filipińskich dżihadystów ma rządzący twardą ręką prezydent Filipin Rodrigo Duterte. – Stara się on od lat utrzymać wizerunek bezkompromisowego stróża prawa i porządku, można powiedzieć takiego „brudnego Harry’ego”. Ma teraz fantastyczną okazję, żeby pokazać się jako twardy strażnik Filipin i na pewno jej nie przepuści. I ma chyba szansę na powodzenie. Nie sądzę jednak, żeby udało mu się całkowite stłamszenie południowofilipińskiej partyzantki, bowiem grupy radykałów, działające na tym terenie, współpracują z podobnymi organizacjami na obszarze Malezji i Indonezji. Wojsko donosi, że w czasie walk o Marawi zabiło sześciu pochodzących stamtąd obcokrajowców. Oprócz tego grupa Abu Sajjafa zajmuje się piractwem i tę drogą zdobywają środki na prowadzenie walk wewnątrz lądu – uważa gość Radia Lublin.
Sęk / opr. ToMa
Fot. .freeimages.com