Przez wiosenne przymrozki sadownicy już liczą straty

004 523

Synoptycy zapowiadają kolejną falę przymrozków. Jak informuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, temperatura powietrza w województwie lubelskim spadnie do -3 stopni Celsjusza. Przy gruncie może wynieść nawet -4 stopnie. Przymrozki pojawią się po północy.

Minusowe temperatury to jedna z głównych przyczyn wiosennych strat w uprawach rolników. Cały czas trwa szacowani szkód. Urząd Wojewódzki w Lublinie apeluje do rolników o zabezpieczanie upraw w miarę możliwości.

– Jesteśmy już po jednej fali przymrozków, która zrobiła spustoszenie w owocach miękkich. W tej chwili mamy pełnię kwitnienia jabłoni i ujemne temperatury są szczególnie niebezpieczne – mówił na antenie Polskiego Radia Lublin Tomasz Solis (na zdjęciu) ze Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej. Z gościem rozmawiał Wojciech Brakowiecki.

– Najskuteczniejszą metodą przy spadku temperatury do -3/-4 stopni C są tzw. zraszacze, czyli nawadnianie nadkoronowe. Innym ze sposobów jest zamgławianie, czyli – kolokwialnie mówiąc – zadymianie. Dym niesie ze sobą określoną energię, która chroni drzewa przed przemarzaniem. Skuteczną metodą jest także mieszanie powietrza przy użyciu potężnych wentylatorów, które potrafią podnieś nieznacznie temperaturę co powoduje uratowanie plonów. Natomiast przy niskiej temperaturze tj. -7/-8 stopni C wentylatory nie pomogą i tu nie ma sposobu, by oszukać przyrodę. Przy niektórych uprawach roślin jagodowych (np. truskawki) stosuje się okrywanie tzw. agrowłókniną (…). Innych metod nie ma, by uchronić się przed szkodami mrozowymi – wyliczał gość.

– Już mamy tę pewność, że na Lubelszczyźnie te gatunki, które owocują i kwitną wcześniej, czyli czereśnie, wiśnie, czerwone i czarne porzeczki oraz agrest ucierpiały. Już liczymy straty i jesteśmy ich pewni. Nie wiemy jak te niskie temperatury zniosły jabłonie. O tym będziemy mogli mówić po połowie czerwca kiedy nastąpi tzw. opad świętojański. Z tym wiąże się kolejny problem wpadania drzew owocowych w przemienność owocowania. Oznacza to, że jeśli w tym roku nie będziemy mieli plonów, czyli jabłoń nie wyda owoców to w przyszłym roku zrobi to w dwójnasób, a następnego roku znów będzie odpoczywała – tłumaczył Solis.

– Polscy sadownicy mają pełną świadomość tego, że jeżeli podejmują się tej pracy, to jest to fabryka pod chmurką i trzeba się liczyć z anomaliami pogodowymi. Ich intensywność w ostatnich latach jest zdecydowanie wyższa niż bywała wcześniej dlatego rzeczywiście – narzekamy (…). Pozostaje nam z pokorą pochylić głowę i czekać na następny rok, który być może będzie lepszy. Taka jest specyfika tego zawodu. Rolnicy i ogrodnicy są narażeni na tego typu sytuacje i ryzyko – podsumował gość.

WB / MatA

Fot. archiwum

Exit mobile version