Czerwony słoń szedł po ulicy i uśmiechał się od ucha do ucha.
– Co za bezczelność – syknęła kobieta w niebieskim kapeluszu.
– Do czego to doszło – pokiwał głową mężczyzna w marynarce w granatową kratkę.
– Śmieje się z nas, śmieje! – spódnica w kolorze morskiego błękitu falowała z oburzenia.
A słoń nic, bo skąd miał wiedzieć, że w tym sezonie nosi się chłodne kolory.
– Za nic ma nas, za nic – wołali wszyscy i wymachiwali rękami.
Słoń pomachał im trąbą i stanął w kolejce po lody.
– O, słoń – zdziwiła się dziewczynka i zaprowadziła go tam, skąd przyszedł. Mama mówiła, żeby nie chodzić po ulicy samemu, bo to niebezpieczne.
Grażyna Lutosławska
Fot. Bolesław Lutosławski