W Waszyngtonie żegnany jest Zbigniew Brzeziński – jedyny Polak, który był tak blisko Białego Domu. Zbigniew Brzeziński był doradcą prezydenta Jimmy’ego Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego. Cieszył się opinią wybitnego sowietologa, był współtwórcą teorii totalitaryzmu. Sprzeciwiał się polityce ustępstw wobec ZSRR. Z jego rad korzystali również późniejsi rezydenci owalnego gabinetu.
– Cieszył się niewątpliwie niezwykłym szacunkiem – mówił dyplomata Andrzej Jaroszyński (na zdj.), były ambasador w Norwegii, Australii i konsul generalny w Stanach Zjednoczonych. – Powodów tego jest kilka. Przede wszystkim jego niezwykłe kompetencje intelektualne, umiejętność przekazywania najważniejszych, nieraz skomplikowanych spraw, w bardzo klarowny sposób. Szacunek, jakim go darzono, brał się stąd, że konsekwentnie realizował pewne widzenie świata, widział globalne problemy i zaangażowanie w nie Ameryki trochę w sposób obserwowania pewnych gier. Łączył w sobie pewne umiejętności realisty, osoby, która miała doskonałe rozeznanie sytuacji na całym świecie, a jednocześnie był zwolennikiem takiej polityki amerykańskiej, która charakteryzowała się promocją pewnych wartości. Był osobą przez lata będącą jednym z największych komentatorów.
– Miałem wielkie szczęście i zaszczyt, że poznałem właściwie trzy najwybitniejsze postaci Polaków w Stanach Zjednoczonych: profesora Brzezińskiego, pana Jana Nowaka-Jeziorańskiego i profesora Karskiego – mówił Andrzej Jaroszyński . – Prof. Brzezińskiego poznałem jeszcze wcześniej, gdy byłem na stypendium w 1980 roku w Stanach Zjednoczonych, właśnie dzięki rekomendacji Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Złożyłem prof. Brzezińskiemu wizytę, z której zapamiętałem dwa przesłania. Pierwszy sygnał, jaki od niego otrzymałem był taki, żebyśmy nie byli zbyt zafascynowani tą naszą ideą więzi między inteligencją a masami. On uważał, że to jest tymczasowy proces i że potem będziemy mieli problemy. Powiedział mi również, że Solidarność musi mieć bardzo dobre rozeznanie i bardzo dobre kontakty z ludowym Wojskiem Polskim. To mnie trochę zaskoczyło, bo wtedy nie myśleliśmy takimi kategoriami. Ale znaczyło to dla mnie, że on doskonale znał sytuację wewnętrzną w Polsce i do końca – pośrednio czy bezpośrednio – uczestniczył w życiu politycznym w Polsce. Potem go spotkałem, kiedy pracowałem w ambasadzie jako zastępca w latach 1994-98. Wtedy były to stosunki czysto zawodowe.
Można przeczytać, że Zbigniew Brzeziński wcale nie był łatwym partnerem do dyskusji…
– Nie był. Dlatego, że po pierwsze, wiedza, którą dysponował nie miała sobie równych. Po drugie, myślał w sposób bardzo klarowny i realistyczny. Oddzielał sprawy osobiste od merytorycznych i miał bardzo wyraźny pogląd na wszystkie sprawy, które dotyczyły sytuacji w Polsce, Europie i na całym świecie. Już w Harvardzie pisał doktorat na temat komunizmu, nigdy nie stracił kontaktu z językiem polskim, polską kulturą. Można przypomnieć, że dostał Honoris Causa z KUL-u, a jednym z jego studentów w latach 80. był profesor ksiądz Joachim Kądziela. Nigdy nie stracił z oczu spraw polskich. Był jednym z niewielu amerykańskich ekspertów, który jeszcze w latach 70. spotkał się z kardynałem Wyszyńskim. Mówił doskonale po polsku, ale nie pisał po polsku.
Andrzej Jaroszyński powiedział, że w sprawie pułkownika Kuklińskiego opinia prof. Zbigniewa Brzezińskiego była bardzo prosta: – Polska będzie miała wielkie trudności w przekonaniu opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, głównie elit, jeśli nie załatwi sprawy pułkownika Kuklińskiego, którego uważał za pierwszego polskiego oficera w NATO. Można powiedzieć, że głównie dzięki jego zabiegom strona polska ten problem rozwiązała.
Prof. Brzeziński był również jednym z głównych orędowników wstąpienia Polski do NATO
– Myśmy mieli szalone szczęście. Nie mieliśmy żadnych funduszy na lobbing, nie mieliśmy doświadczenia, ale mieliśmy wspaniałe postaci, które pomagały nam w tych usiłowaniach i na pewno prof. Brzeziński był tu główną postacią.
– Pan prof. Brzeziński nie oceniał komunizmu głównie poprzez pryzmat spraw moralnych. Myślę, że określenie komunizmu czy Związku Radzieckiego jako imperium zła to myśl konserwatywna – mówił Andrzej Jaroszyński. – On po prostu wskazywał na to, że należy dwutorowo postępować z komunizmem: dbać o siłę Ameryki nie tylko polityczną, ale i militarną na świecie, a z drugiej strony prowadzić z Rosją, w tych obszarach gdzie jest to możliwe, dialog, a po trzecie prowadzić wojnę informacyjną, która doprowadziłaby do wewnętrznego rozpadu Związku Radzieckiego. Bardziej niż inni wskazywał na to, że Związek Radziecki to państwo składające się z wielu narodowości, o własnych ambicjach, starej tradycji i wielkiej kulturze. Uważał, że Zachód musi stawiać na tego rodzaju podejście, ale również już po rozpadzie Związku Radzieckiego umieć zareagować na ten rozpad. On oczywiście w wielu sprawach się mylił – sprawa Afganistanu, Czeczenii – ale nikomu nie udało się przewidzieć biegu wypadków. Należał do tych amerykańskich ekspertów i badaczy, którzy uważali, że Federacja Rosyjska nie jest tworem, który zaczął swoje istnienie od 1990 roku, że nad Federacją w dalszym ciągu pełnił ważną rolę ten cień imperializmu, na którym buduje swoją tożsamość. Nie miał żadnych idealistycznych poglądów na temat Rosji.
Był również krytyczny wobec wielu posunięć Polski. Przede wszystkim był wielkim orędownikiem wejścia Polski do Europy. Uważał, że Europa jest gwarantem polskiej przyszłości. Przestrzegał przed zbyt konfrontacyjną polityką wobec Rosji i Niemiec. Uważał, że to byłoby coś negatywnego dla Polski, ale i Stanów Zjednoczonych. Zawsze próbował łączyć sprawy polskie z polityką amerykańską.
– Nie ma obecnie postaci tego pokroju, co prof. Brzeziński, czy te osoby, o których mówiłem wcześniej – podkreślił Andrzej Jaroszyński. – To jest wielka trudność, dlatego że właśnie dzięki takim osobom, jak prof. Brzeziński, myśmy pośrednio mieli dostęp do prezydenta, a przede wszystkim do decyzji politycznych prezydentów amerykańskich. Bo wszyscy prezydenci liczyli się z opinią prof. Brzezińskiego. Większość analityków znała jego publikacje. Należał do absolutnej czołówki myślicieli politycznych w Stanach Zjednoczonych.
WB (opr. DySzcz)
Fot. archiwum