Bajka o początku

blog 25.06 2 1

Królewna miała pełne ręce roboty. Musiała dokładnie zmieszać popiół z makiem, podzelować kocie buty i złowić rybkę. Bajki powinny zaczynać się przecież wciąż od nowa, a tu nikt oprócz królewny nie myślał o początku, tylko o tym, co będzie dalej. Gdyby chociaż rybka była złota! Byłoby po robocie: trzy życzenia i królewna miałaby wolne popołudnie. Ale zawsze trafiała jej się flądra. Królewna pracowała i pracowała. Biegała od jednej bajki do drugiej. Po południu podstawiała kopciuszkowi garnek pod nos i budziła kota. A później niosła rybkę do charakteryzatorni, poprawiała makijaż i już mogła wyjść do ludzi. Lubiła ten krótki moment, w którym mogła być królewną. Niedługo później wracały krasnoludki i musiała gotować obiad. Jak już pozmywała garnki, to wchodziła na drzewo. Patrzyła w lewo, patrzyła w prawo. Nie wiedziała, że królewicz nie przyjedzie, bo jej koleżanka, która pracowała tak, jak ona, tylko za siedmioma górami, miała dość i wyjechała, więc nie miał kto osiodłać mu konia. Królewna schodziła z drzewa, brała się do roboty i wciąż miała nadzieję, że kiedyś zaśnie. A jak wstanie, to każdy sam będzie zaczynał swoją bajkę.

Grażyna Lutosławska

Fot. Bolesław Lutosławski

 

Exit mobile version