Dr Popek: Ukraina to nie małe dziecko

popek

Na temat możliwości pojednania polsko-ukraińskiego z doktorem Leonem Popkiem (na zdj.), naczelnikiem Wydziału Kresowego Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej na antenie Radia Lublin rozmawiał Tomasz Nieśpiał.

– Warto zawsze rozmawiać o pojednaniu. Ale po pierwsze do tanga trzeba dwojga, po drugie nie może być to akcja jednorazowa. Nie może być tak, że coś dokonuje się przy okazji jakiejś rocznicy, a później temat mamy już „odfajkowany” i już się pojednaliśmy. Ten temat jest zadany dla nas, następnego pokolenia, ale jeszcze dla dziesięciu pokoleń po nas będzie on ciągle aktualny. Istnieje tak dużo zaszłości, że nie może to być akcja jednorazowa – stwierdził nasz gosć.

– Nie chodzi o to, że jesteśmy zakładnikami historii. Po prostu jesteśmy coś winni. Przez 30 lat bardzo ważne tematy z dziedziny relacji polsko-ukraińskich były zamiatane przez polityków i historyków pod dywan i okazuje się, że dzisiaj stoimy w miejscu. Jesteśmy praktycznie na początku drogi. Myślę, że teraz jest nawet gorzej. 30 lat temu było łatwiej mówić o pewnych tematach. Strona ukraińska była bardziej otwarta. To, iż przez ten okres pewnych tematów nie poruszaliśmy – mówiąc, że: państwo ukraińskie jest młode, ma problemy gospodarcze i społeczne – powoduje, iż ciągle traktujemy naszych sąsiadów jako państwo niedojrzałe, nieprzygotowane do poważnych dyskusji i dajemy mu taką „papkę dla małego dziecka”. Tylko zapomnieliśmy, że nie mamy już do czynienia z „małym dzieckiem” i trzeba mówić już nie językiem „pieszczotliwym”, tylko otwartym i traktować stronę ukraińską poważnie – uważa dr Popek.

– Tych tematów, które nie doczekały się rozwiązania nie jest aż tak wiele. Ale są one niezwykle ważne dla nas. To są miejsca, które czekają na ekshumacje, na godny pochówek. To 2 tys. miejscowości, gdzie Polacy ginęli, gdzie leżą w „dołach śmierci”, niepochowani przez ponad 70 lat. Nie ma tam krzyży. Jest zaledwie ponad 100 miejsc, gdzie te krzyże są. Nie zawsze stoją one na mogile. Ponadto odchodzą ostatni świadkowie. Za kilka lat nie będzie miał nam kto pokazać, gdzie są te „doły śmierci”. Dodatkowo na Ukrainie ludzie boją się o tym mówić. Dlatego że pokazywanie tych miejsc, mówienie o tym, iż banderowcy mordowali Polaków, może skończyć się skazaniem ich na karę więzienia czy grzywny – stwierdza gość Radia Lublin.

– Doświadczamy ostatnio, że strona ukraińska, która przystąpiła do ekshumacji masowej mogiły ofiar NKWD, zamordowanych w Łucku, w której znajduje się co najmniej 500 Polaków, nie poinformowała o tym strony polskiej, nie zaprosiła jej do prac ekshumacyjnych. A była o to prośba z naszej strony. Co ciekawe, z materiałów ukraińskich dowiedzieliśmy się, że te ofiary to niemal wyłącznie działacze Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Już na początku ekshumacji, nie wiem na jakiej podstawie, strona ukraińska „zawłaszczyła” sobie ofiary NKWD, mówiąc, że nie ma tam Polaków, Żydów, Rosjan. A wiemy, że byli. Ma tam powstać mauzoleum poświęcone działaczom OUN. A gdzie inne narodowości? Nikt nie informuje, co stanie się z wydobytymi stamtąd szczątkami Polaków. My się na to nie godzimy, bo wiemy, że zginęły tam osoby narodowości polskiej – stwierdza dr Leon Popek.

Rozmowy przeprowadzone ostatnio przez prezesa IPN ze stroną ukraińską na temat upamiętnień zakończyły się fiaskiem. Ukraińcy zażądali odbudowy wszystkich rozebranych i zniszczonych pomników ukraińskich na terenie Polski, w tym również gloryfikujących UPA, na co Polacy zgodzić się nie mogą. Jednak nasz gość jest w dziedzinie dalszych upamiętnień polskich na Ukrainie bardzo umiarkowanym optymistą. – Przy tak twardych warunkach, stawianych przez stronę ukraińską, liczymy się z tym, że przez najbliższych kilka miesięcy, a może nawet i lat, nie będziemy w stanie niczego tam zrobić. Ale liczymy też na polską dyplomację. Jeśli odbędą się rozmowy na szczeblu rządowym, myślę, że dojdziemy do jakiegoś porozumienia.

ToNie / opr. ToMa

Exit mobile version