Orliki krzykliwe (na zdjęciu) z Lubelszczyzny zostały przekazane do specjalnego ośrodka w Berlinie. Celem akcji jest wzmocnienie zanikającej populacji tych ptaków w Niemczech. Przed podróżą znalazły się pod opieką weterynarzy w Lubelskim Klubie Jeździeckim.
Na wszystkie działania potrzebne są zgody odpowiednich władz, między innymi ministerstwa środowiska.
– Aprobata ministerstwa wynika z biologii lęgowej orlika krzykliwego – mówi członek Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego, Janusz Wójciak. – W normalnych latach, kiedy jest dużo pożywienia, samice orlików składają po dwa jaja. Z ich najczęściej wykluwają się dwa pisklaki. Ze względu na to, że między nimi jest różnica wieku około 4 dni, ten wcześniej wykluty jest silniejszy i atakuje tego mniejszego. Często też uniemożliwia nakarmienie go przez samicę. W przypadku tego niemieckiego projektu istnieje zasada, że zabieramy to mniejsze z gniazda. Przewożone ono jest potem do ośrodka, gdzie jest wychowywane przez ludzi. Później te ptaki są wypuszczane w nadziei, że po powrocie z zimowisk w Południowej Afryce, ponownie przylecą do Niemiec – dodaje.
– Tutaj były orliki pozyskiwane z gniazd na terenie powiatu chełmskiego – twierdzi prezes Lubelskiego Klubu Jeździeckiego, lekarz weterynarii Monika Kozicka-Gradziuk.- Okres decyzji to jest czerwiec. Potem już nie będzie można nigdzie ich zabierać.
– Od wielu lat kontrolujemy populację orlika na Lubelszczyźnie – zaznacza Wójciak. – Gnieździ się tutaj prawie 350 par tych ptaków, a w Polsce ponad 2000 par. Są rejony naszego kraju, jego część centralna i południowo-zachodnia, gdzie orlików w ogóle nie ma.
– Chodzi o to, żeby ptaki miały zapewniony spokój, ciszę i odpowiednią opiekę. Muszą mieć odpowiednie pudełko, które będzie wyścielone gałązkami z liśćmi, żeby naśladować ich naturalne warunki. To jest gatunek pod szczególną ochroną – podkreśla Wójciak.
Kolejne orliki zostaną przekazane w czerwcu przyszłego roku.
LilKa
Fot. Drägüs / wikipedia.org