Pomysł, by umożliwić szpitalom publicznym pobieranie od pacjentów opłat wzbudził kontrowersje. Po spotkaniu w tej sprawie premier Beaty Szydło z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem wstrzymano konsultacje społeczne dotyczące nowelizacji ustawy o działalności leczniczej. Resort zdrowia ma ponownie przeanalizować swoją inicjatywę.
– Ministerstwo nie zrezygnowało całkowicie z tego projektu. Zawieszenie konsultacji społecznych ma służyć doprecyzowaniu zapisów tej nowelizacji – mówiła na antenie Polskiego Radia Lublin Maria Libura (na zdjęciu), ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. zdrowia, dyrektor Instytutu Studiów Interdyscyplinarnych w Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Z gościem rozmawiał Stefan Sękowski.
– Następuje dosyć duża zmiana filozofii jeżeli chodzi o reformy systemu ochrony zdrowia. Mamy w tej chwili sytuację, w której szpitale przekształcone w spółki prawa handlowego mogą oferować te same świadczenia jednocześnie za pieniądze i mieć je w kontrakcie z Narodowym Funduszem Zdrowia, a placówkom publicznym tego robić nie wolno – zaznaczyła.
– W sieci szpitali zawarta jest idea, że odchodzimy od limitów świadczeń i zastępujemy je ryczałtem. Teoretycznie ma to oznaczać, że nie ma limitów tylko pokrywa on wszystkie potrzeby zdrowotne ludności w określonym zakresie. Wiadomo było, kiedy kończą się limity świadczeń. Pojawia się pytanie: skąd będzie wiadomo, że skończył się ryczałt? To zagadka, na której rozwiązanie będziemy czekać. Na pewno komplikuje ona kwestę udzielania tych samych świadczeń odpłatnie. Można domniemywać, że w tej chwili nie ma dobrego pomysłu na to, jak dofinansować świadczenia, które są ogólnie dostępne w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego – przekonywała Libura.
– Być może zbyt ryzykowne politycznie wydaje się teraz rozpoczęcie dyskusji o podniesieniu składki zdrowotnej. Powstanie mechanizm, który będzie ją sztucznie zastępował, czyli wskazanie środków budżetowych, które będą zamarkowane, aby były wydane na zdrowie. Można się spodziewać, że algorytm będzie taki, by ta suma była podobna (do bieżącej). Idea, która stała za reformą była taka, by zwiększyć pieniądze na publiczną służbę zdrowia. Zasili to z pewnością budżety szpitali publicznych, co oznacza dopływ pieniędzy do sektora publicznego. Będą to finanse płynące z kieszeni podatnika tj. pacjenta, a nie z budżetu – podkreśliła.
– Potrzebna jest dyskusja. Gorącą stroną tej debaty, którą wywołała propozycja nowelizacji jest to, że po raz pierwszy mocno wybrzmiał problem nierówności pacjentów w systemie ochrony zdrowia czy uprzywilejowania szpitali prywatnych wobec publicznych. Nie jest tak, że nowelizacja wprowadza te nierówności. Są one wmontowane w obecny system ochrony zdrowia, ponieważ już teraz pacjenci z pieniędzmi mogą zakupić bardzo wiele usług na rynku komercyjnym, a klasa średnia bardzo często ma zapewnione dodatkowe abonamenty medyczne przez pracodawców. Co stanie z tymi pacjentami, którzy są na najmniej uprzywilejowanej pozycji? Chodzi o osoby uboższe. Doświadczenia światowe pokazują, że wcale nie musi być tak, że środki osób bogatych uwolnią zasoby dla biednych. Często dzieje się wręcz przeciwnie. Świadczenia płatne, np. operacja wymiany stawu biodrowego za 10-20 tysięcy złotych to nadal nie jest wydatek, który można łatwo ponieść nawet będąc człowiekiem dosyć zamożnym. W związku z tym świadczenia bezpłatne staną się dobrem pożądanym. Zwykle osobom o wyższym statusie społeczno-ekonomicznym jest łatwiej je uzyskać z racji tego, że np. mieszkają w dużym mieście, mają lepszy dostęp do obsługi prawnej czy lepiej rozumieją system. To, że pojawią się świadczenia komercyjne, które będą łatwiej dostępne, a nawet trochę tańsze wcale nie oznacza, że poprawi się sytuacja tych pacjentów, którym już w tej chwili jest najtrudniej uzyskać świadczenia zdrowotne – zaznaczył gość.
– Dodatkowe ubezpieczenia byłyby rozwiązaniem bardziej przejrzystym, ale wymagałby one jasnego uporządkowania koszyka świadczeń i wskazania: co państwo polskie opłaca swoim obywatelom, a co nie. To taki „jeż”, do którego z przyczyn politycznych niechętnie się podchodzi – dodała Libura.
– Wszystkie systemy ochrony zdrowia na świecie, nawet te bardzo bogate, stają przed podobnymi problemami np. leczenia pacjentów z chorobami rzadkimi. Nie ma takiego systemu, w którym obywatele otrzymują absolutnie wszystko w ramach ubezpieczenia lub środków budżetowych. To jest po prostu niemożliwe. Oby ta dyskusja, którą teraz zaczynamy doprowadziła do wzrostu świadomości społecznej i większej partycypacji nie tylko samych pacjentów, ale ogólnie obywateli w tego typu decyzjach, przed którymi stoimy, mając jedne z najniższych nakładów na system ochrony zdrowia. Musimy zacząć bardzo poważnie rozmawiać o tym, skąd wziąć dodatkowe środki oraz co tak naprawdę ten system publiczny powinien obywatelom gwarantować – apelowała.
– Pojęcie ekonomizacji sugeruje, że jest coś złego w tym, że płacimy za świadczenia. To jest normalne i oczywiste, że system ochrony zdrowia musi być jakoś finansowany i w związku z tym wchodzą tam prawa ekonomii. Natomiast nie odpowiada ona na pytania: co finansować i jak finansować? To w bardzo dużej mierze zależy od pewnych przekonań kulturowych i oczekiwać społecznych. Ministerstwo Zdrowia powinno wejść w bardzo otwarty dialog nie tylko z samymi pacjentami, ale z obywatelami na ten trudny temat – podsumowała Maria Libura.
Sęk / opr. MatA
Fot. www.twitter.com/marialibura