Do szpitali w Turynie nadal zgłaszają się ludzie, którzy odnieśli obrażenia w rezultacie wybuchu paniki na centralnym placu San Carlo, gdzie zorganizowano strefę kibica w związku z wczorajszym finałowym meczem Ligi Mistrzów. Dotychczasowy bilans to 1527 rannych, w tym dwóch Polaków. Trzy osoby, wśród nich 7-letnie dziecko, są w stanie ciężkim.
Służby medyczne podały, że większość rannych opuściła już szpitale. Pozostało w nich kilkadziesiąt osób.
Prokuratura w Turynie prowadzi dochodzenie, by ustalić, co było przyczyną masowego ataku paniki wśród około 30 tysięcy osób, które się tam zgromadziły. Jak wyjaśniono, śledztwo toczy się w sprawie wszczęcia fałszywego alarmu.
W związku z wydarzeniami w Turynie w konsulacie generalnym Polski w Mediolanie działa telefon dyżurny. Jego numer to +39 335 568 5786.
3 czerwca wieczorem na placu San Carlo około 20 tysięcy kibiców oglądało wspólnie finałowy mecz Ligi Mistrzów Juventus Turyn – Real Madryt. Okoliczności wypadku nie są do końca jasne. Z ustaleń policji wynika, że w sobotę około 22.30 ktoś odpalił na placu petardę. Rozległy się okrzyki „bomba!” i wybuchła panika. Niedługo potem napierający tłum spowodował, że z ogromnym hukiem runęła metalowa bariera przy wjeździe do podziemnego parkingu. Kibice myśleli, że eksplodowała kolejna bomba, co wzmogło panikę.
Stratowanych zostało ponad tysiąc osób. Kilka znajduje w ciężkim stanie, a jedno dziecko w stanie krytycznym. Wiele osób doznało poważnych okaleczeń szkłem rozbitych butelek. Raport policji mówi o nielegalnej, obnośnej sprzedaży piwa w butelkach na placu.
Początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy z rozmiarów tragedii. Jeszcze o północy mowa była o 30 lekko rannych.
IAR
Fot. archiwum