Dwóch mężczyzn zatrzymano w sprawie brutalnego zabójstwa 3 osób we wsi Piaski Szlacheckie w powiecie krasnostawskim. – Zatrzymani to synowie dwóch ofiar – mężczyźni w wieku 27 i 30 lat. Jeden z nich ostatni rok spędził w więzieniu – mówi prokurator okręgowy w Zamościu, Jerzy Ziarkiewicz.
Jednego z braci zatrzymano w domu, w którym doszło do zbrodni, drugiego policja zatrzymała w Warszawie. Mężczyzna w czerwcu opuścił zakład karny w Zamościu po odbyciu kary za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu. – To nie był pierwszy wyrok na koncie zatrzymanego – dodaje prokurator Ziarkiewicz.
Z najświeższych doniesień wynika, że ofiary to małżeństwo w wieku około 54 – 60 lat i ich 84-letni kuzyn. – Poukładane obok siebie ciała, posypane wapnem, cementem i przykryte płytami styropianowymi, leżały na wylewce podłogowej. Ślady na zwłokach wskazują, że znajdowały się tam przynajmniej dobę – informuje prokurator.
– W toku przeprowadzonych od czwartku czynności procesowych, zrobiliśmy oględziny miejsca znalezienia zwłok i innych pomieszczeń w tym domu. Wykonano również czynności z udziałem świadków, czyli ich przesłuchano. Przeprowadzono również okazania innych osób. Szczegółowe informacje dotyczące okoliczności śmierci będą znane po przebadaniu zwłok – mówi prokurator okręgowy w Zamościu, Jerzy Ziarkiewicz. – Ślady na zwłokach i stwierdzone obrażenia pozwalają na przypuszczenie, iż przyczyną zgonu były obrażenia twarzoczaszek ofiar.
Ze wstępnych informacji wynika również, że ofiary zostały zamordowane ze szczególnym okrucieństwem.
Ciała trzech osób policja znalazła wczoraj wieczorem w domu ofiar. Funkcjonariuszy zaalarmowała córka zamordowanego małżeństwa, zaniepokojona brakiem kontaktu z rodzicami. W domu w którym znaleziono ciała mieszkało pięć osób: dwaj zatrzymani bracia, ich rodzice i kuzyn.
Sąsiedzi nie mogą uwierzyć w to, co się stało. – To była dobra rodzina. Żyli normalnie. Nie działo się nic podejrzanego – mówi jedna z nich. – Była to spokojna rodzina. Żyliśmy po sąsiedzku ładnych parę lat i nie było między nami żadnych zgrzytów. Jak się widziało chłopaków, zawsze mówili „dzień dobry”. Pani pracowała jako nauczycielka. Młodszy syn był zatrudniony w „ceramice”. O starszym mówili, że był w więzieniu, ale za co, trudno nam jest powiedzieć. To był bardzo grzeczny chłopak. Nigdy nie było słychać, żeby tu jakaś awantura była, jakieś pijaństwo – opowiadał inny z sąsiadów.
– W czwartek w nocy przyjechała policja i mówiła, żeby nie wychodzić z domu. Pozamykałyśmy okna i drzwi, ale mimo to się bałyśmy – dodała inna z mieszkanek miejscowości.
ZAlew / DrOl
Fot. Aleksandra Drozd