Po Świdniku był Lublin. Mija 37 lat od strajków, które dały początek Solidarności

swidnik 2

10 lipca 1980 roku to jeden z przełomowych dzień polskiej historii najnowszej. Do strajkujących od dwóch dni robotników WSK Świdnik dołączyły wtedy kolejne zakłady pracy. Zaczyna się protest m.in w Lubelskich Zakładach Naprawy Samochodów i w największym wówczas na Lubelszczyźnie zakładzie – Fabryce Samochodów Ciężarowych.

Bez tych wydarzeń, zwanych później Lubelskim Lipcem 1980, nie byłoby najprawdopodobniej sierpniowych strajków na Wybrzeżu i późniejszego „Karnawału Solidarności” w latach 1980-1981. – Mamy wiele przesłanek ku temu, że gdyby nie wydarzyło się to, co stało się w ciągu niespełna trzech tygodni w lipcu 1980 r. na Lubelszczyźnie, nie doszłoby do strajków, które miały miejsce w II połowie sierpnia tego samego roku na Wybrzeżu – potwierdza doktor Marcin Dąbrowski z lubelskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

9 lipca w Świdniku wszyscy złożyli hołd bohaterom tamtych dni, a w tle wybrzmiał utwór który powstał z inicjatywy NSZZ Solidarność w wykonaniu Krzysztofa Cugowskiego.

– Ryzykowaliśmy wówczas wszystkim swoim życiem, karierą. Można było trafić do więzienia. Można było mieć problemy na wszystkich płaszczyznach, ponieważ wszystko, co odbywało się w Świdniku, zależało od partii – swoimi wspomnieniami dzieli się Marian Król, przewodniczący Zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ „Solidarność”.

– Urząd Bezpieczeństwa dzwonił i pytał się: ilu nas jest? My mówimy: 1500 osób. Bo jakbyśmy powiedzieli, że było 300, czyli tylu, ilu nas strajkowało… A tak bali się przyjechać – opowiada jeden ze strajkujących wówczas pracowników WSK.

– Każdy czas ma swoich bohaterów – mówi wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Krzysztof Michałkiewicz. – Wtedy bohaterstwem było sprzeciwienie się komunistycznej władzy. Pracownicy z WSK Świdnik potrafili to zrobić, a ich przykład poszedł w Polskę.

– Fala protestów z czasem opanowała całą Lubelszczyznę i Polskę  – przypomina dr Marcin Dąbrowski z lubelskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. –  11 lipca rozpoczyna protest Fabryka Samochodów Ciężarowych w Lublinie, czyli największy wówczas zakład pracy na Lubelszczyźnie. Ta fala zaczyna ogarniać kolejne, mniejsze, większe i średnie zakłady pracy w Lublinie i poza Lublinem. Większość z ponad 150 zakładów pracy, które protestowały w naszym regionie, niestety nie istnieje. To jest ta zapewne niepotrzebna cena, jaką potem ten świat pracowniczy zapłacił za przemiany po 1989 roku.

18 lipca 1980 roku fala strajkowa osiągnęła punkt kulminacyjny. Protestowało 79 zakładów w Lublinie i województwie lubelskim. Według danych władzy, w strajkach uczestniczyło 18 tysięcy osób.

– Protest później przybiera charakter strajku powszechnego. Bo 18 lipca lokalne władze wystosowują apel o mieszkańców Lublina, który pojawia się na murach w formie dużych afiszy. Apelują one do rozsądku, spokoju, wzywają do powrotu do pracy. Jest to więc język zupełnie inny, niż ten, jakim władza przemawiała do protestujących robotników w 1956 czy 1970 r. Treść tego apelu jest rozpowszechniania m.in. przez lubelską rozgłośnie Polskiego Radia. I ta fala strajkowa zaczyna ogarniać kolejne zakłady pracy poza Lublinem – dodaje dr Dąbrowski. – 11 lipca kończy się, podpisaniem porozumienia, strajk w WSK Świdnik. Drugie pisemne porozumienie zostało zawarte 14 lipca, pod koniec strajku w Fabryce Samochodów Ciężarowych. Inne strajki też kończą się porozumieniami, ale o charakterze ustnym. Ten sposób rozwiązania konfliktu podziałał zaraźliwie na inne regiony kraju. Stąd łatwiej było już rozpocząć lepiej zorganizowany i mający dalej idące postulaty strajk w Stoczni Gdańskiej.

ZAlew

Fot. archiwum

Exit mobile version