Po wczorajszych obchodach 87. miesięcznicy smoleńskiej policja skierowała 44 wnioski do sądu o ukaranie osób biorących udział w kontrmanifestacji zorganizowanej przez Obywateli RP. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie zablokowali oni przemarszu pod Pałac Prezydencki.
W uroczystościach wzięli udział – oprócz rodzin smoleńskich – przedstawiciele władz, w tym marszałkowie Sejmu i Senatu Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski, wicepremier Mateusz Morawiecki. Wśród uczestników kontrmanifestacji byli opozycjoniści z czasów PRL: Władysław Frasyniuk, Henryk Wujec, Jan Lityński, Andrzej Celiński i poseł PO Stefan Niesiołowski, a także były premier Włodzimierz Cimoszewicz.
– Jest jakaś dziwna maniera, że wszystko to, co partia rządząca, czyli Prawo i Sprawiedliwość robi, jest oprotestowywane w sposób radykalny – mówił prof. Mieczysław Ryba, historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który był gościem porannej rozmowy w Radiu Lublin. – Oczywiście, że może się komuś nie podobać organizowanie miesięcznic, ale na przykład próba organizacji kontrmanifestacji na zasadzie blokady wydaje się zupełnie irracjonalna z tych argumentów, które były podawane, czyli obrona demokracji, wolności, i tak dalej. Jeśli to jest obrona demokracji, która blokuje wyrażanie swoich poglądów czy manifestowanie żałoby, to nie da się tego uzasadnić ani od strony politycznej, ani obyczajowej.
Z jednej strony mamy przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, do których nie dochodzi zbyt często i na które wiele osób czeka, a z drugiej – Obywatele RP lansują Władysława Frasyniuka na lidera całej opozycji.
– Nawet jeśli tak jest, że przy okazji obchodów głosi się pewne tezy polityczne, to każdy ma do tego prawo – mówił Mieczysław Ryba. – Pytanie czy jedni drugim mogą blokować tego typu wydarzenia? Czy można w brutalny sposób to przerywać? W moim przekonaniu absolutnie nie, bo właśnie te wolności są regulowane przez ustawy i odpowiednie służby. Jest jakaś nerwowa próba wykreowania przez obóz opozycyjny nowego lidera. Pamiętajmy, że ta protestacyjna postać, lider KOD-u Mateusz Kijowski, praktycznie politycznie już nie działa, a jego następca nie jest postacią wyrazistą. Jeśli bierzemy pod uwagę cały obóz opozycji, trudno jest wskazać takiego lidera, który zrobiłby ten krok do przodu, w związku z czym tego typu okazje są wykorzystywane do tego, aby wypromować kogoś nowego. Wydaje mi się, że jeśli nawet byłoby to skuteczne, to w sensie odbioru społecznego nie jest to przekaz, który będzie społecznie zrozumiany jako sensowny. Bo w imieniu kogo i za jaką sprawą się tutaj opowiadamy? Przeciwko czemuś, ale za żadną rzeczą, która jest społecznie nośna, czy szeroko rozumiana jako interes społeczny.
Zapytany o to, czy posiłkowanie się osobą Lecha Wałęsy bardziej pomaga Obywatelom RP czy szkodzi, prof. Mieczysław Ryba odpowiedział, że jest to zabieg obliczony na zagranicę:
– W Polsce Lech Wałęsa nie gra już takiej roli. Nie pobudza już wyobraźni. Wątpliwości co do jego przeszłości, ale i teraźniejszości jest co niemiara. Natomiast zewnętrznie owszem, jest utożsamiany z symbolem danej Solidarności, w związku z czym gdyby zrobiono tego typu obrazek, że Wałęsę się wynosi z tej ulicy, którą idzie demonstracja, a w dodatku robi to policja, to jest nowy stan wojenny. To takie zestawienie na użytek zagranicy.
Czy, nawiązując do słów Jarosława Kaczyńskiego, wraz z postawieniem pomnika Lecha Kaczyńskiego w centrum Warszawy, demokracja w Polsce będzie mocniejsza?
– Przede wszystkim będzie oddana sprawiedliwość – stwierdził prof. Mieczysław Ryba. – Te obietnice padły. Nawet nie tylko w Warszawie ale mówiło się też o tym, że i w Smoleńsku powstanie pomnik, w miejscu katastrofy. W tym względzie Jarosław Kaczyński szuka pewnie jakiegoś symbolicznego momentu, który zakończyłby miesięcznice.
Uchwała polskiego Sejmu ustanawiająca 11 lipca Narodowym Dniem Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczpospolitej została podjęta z myślą o środowisku kresowian – mówił prof. Mieczysław Ryba. – One spodziewały się, że ta sprawa zostanie należycie upamiętniona. Pamiętajmy, że to jest niezwykle bestialskie ludobójstwo, czystka etniczna na niewyobrażalną skalę i przy brutalności, która nieraz przerastała to, co robili Niemcy czy Sowieci. W związku z tym jest to ważne dla tych ludzi i dla pamięci historycznej całego narodu. Bo myśmy praktycznie z tej pamięci wyrzucili tych, którzy zostali pomordowani na Wołyniu, w Małopolsce wschodniej czy choćby na Chełmszczyźnie.
Co musiałoby się wydarzyć, żeby Ukraina stwierdziła, że Wołyń był ludobójstwem?
– Trzeba znaleźć zupełnie inne odniesienia historyczne, jeśli bierzemy pod uwagę prowadzenie współczesnej polityki i budowanie tożsamości ukraińskiej jako takiej. W tej chwili nie jest to tylko problem zachodniej Ukrainy, ale tak naprawdę władze centralne, kijowskie, przejęły ten element gloryfikacji dziedzictwa UPA za swoje. To się rozprzestrzenia na wschodnią Ukrainę. Oczywiście przemilcza się kwestie ludobójstwa, podnosi się szczególnie kwestie walki z Sowietami. Pamiętajmy o tym, że miecz jest obosieczny. W czasie II wojny światowej Niemcy hitlerowskie też walczyły z Sowietami, ale to nie usprawiedliwia ich zbrodni.
– Pamiętajmy o tym, że w ideologii OUN praktycznie nie ma elementów pozytywnych – zaznaczał Mieczysław Ryba. – Tam jest potężna negacja. (…) Jeśli Ukraińcy chcą zbudować własne państwo, muszą znaleźć nie tyle negację w relacji do Polaków czy Rosjan, ale nade wszystko pozytywny element, który buduje i tworzy ten naród. Odwoływanie się do tego typu organizacji lub przemilczenie tak ważnej kwestii, jaką było ludobójstwo wołyńskie, moim zdaniem jest drogą fałszywą, która do Europy ich nie doprowadzi.
11 lipca 1943 roku był kulminacyjnym momentem zbrodni na Wołyniu. W ciągu jednej nocy oddziały OUN-UPA zaatakowały około stu miejscowości, zabijając kilka tysięcy Polaków.
ToNie (opr. DySzcz)
Fot. Weronika Pawlak