Jak oszacowało Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, straty sezonowe gospodarstw rolnych w tym roku wyniosły póki co ok. 900 milionów złotych.
– Uprawy sadownicze to uprawy pod gołym niebem. Narażone są na bezpośrednie oddziaływanie warunków atmosferycznych, które wpływają nie tylko na wielkość plonów, ale głównie na ich jakość – mówił na antenie Radia Lublin dr Tomasz Lipa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. – Zachodzące zmiany klimatyczne spowodowały, że takie zjawiska jak grad, przymrozki wiosenne czy ostatnio również upały spotykamy u nas coraz częściej. Ma to zasadniczy wpływ na wielkość plonów, a głównie na ich jakość. W Polsce każdego roku uszkadzanych jest od kilku do kilkudziesięciu procent kwiatów upraw sadowniczych, ale nie zawsze przekłada się to na wielkość plonów. Niestety w tym roku przełożyło się znacznie.
Dr Tomasz lipa zaznaczył, że sytuacja jest trudna dla sadowników, którzy zostali objęci największym przymrozkiem: – W niektórych miejscach straty są bardzo duże. (…) Szacuje się, że będzie ok. 30-40% mniej jabłek, wiśni było bardzo mało, nawet do 80% straty. W przypadku czereśni te straty były na poziomie 50%. (…) Są gospodarstwa, które straciły plon w 90%. Dla nich ten rok będzie bardzo trudny. Należy pamiętać, że w Polsce prawie 60% upraw narażonych jest na występowanie w wysokim stopniu gradobicia. To kolejny element, który obniża plony i pogarsza ich jakość. Wymagania rynku, szczególnie te stawiane owocom deserowym, są coraz większe. Owoce, nawet w niewielkim stopniu uszkodzone czy nie wyglądające idealnie, nie są podawane na rynek, ponieważ trudno je sprzedać. (…) Owoce dzielimy na dwie grupy: deserowe, które dajemy na rynek, do sklepów, marketów oraz owoce do przetwórstwa. Owoce deserowe do tej pory jako tako dawały dochód sadownikom. Przetwórstwo to ścieżka sprzedaży, która niekoniecznie jest dochodowa.
Sadownicy mają do dyspozycji coraz więcej możliwości zabezpieczania upraw przed niekorzystnymi zjawiskami atmosferycznymi.
– Jeśli chodzi o przymrozki wiosenne, czy niskie temperatury wiosną, do dyspozycji mamy kilka metod: nawadnianie nadkoronowe, mieszanie powietrza w sadzie, ogrzewanie tego powietrza, zamgławianie i stosowanie preparatów chemicznych – mówił dr Tomasz Lipa. – Żadna z tych metod nie jest jednak stuprocentowa. Najskuteczniejszą metodą jest stosowanie nawadniania nadkoronowego, czyli zraszanie całego sadu w trakcie występowania przymrozków. Bardzo ważne jest, aby ta woda była podawana non stop w okresie występowania przymrozku. Jeśli zabraknie nam wody, szkody w sadzie będą jeszcze większe.
– Te metody są stosunkowo drogie – podkreślił dr Tomasz Lipa. – Od kilku lat mamy kryzys w branży ogrodniczej. Dochodowość jest niewielka i sadownicy nie mogą sobie pozwolić na inwestycje kilkusettysięczne. Te metody nie są szczególnie preferowane w dotacjach. (…) Pomoc państwa nie jest obligatoryjna, w związku z czym polega ona głównie na tym, że w gminach dotkniętych tego typu szkodami powoływane są komisje, które szacują szkody w gospodarstwach. Jeżeli zostanie przekroczony pewien próg szkód, gospodarz będzie mógł liczyć na ewentualny kredyt czy umorzenie podatków. Dokładnych szczegółów jeszcze nie znamy.
Od strat można się również ubezpieczyć.
– Niestety ubezpieczenia nie są jeszcze powszechne – mówił dr Tomasz Lipa. – Co prawda państwo stara się nas zmobilizować i zrobić ruch w kierunku obowiązkowych ubezpieczeń. (…) Ubezpieczenia stają się ważnym elementem produkcji. W tym roku mieliśmy pewien problem, ponieważ ubezpieczenia przeciwko przymrozkom były w zasadzie niemożliwe ze względu na termin. Mamy tam termin 2-3 tygodni karencji. Okres ubezpieczenia przypadał pod koniec kwietnia – byłoby to już za późno, żeby te przymrozki zostały uznane przez firmy ubezpieczeniowe, ponieważ ten okres karencji przypadał akurat na czas wystąpienia przymrozków.
SSęk (opr. DySzcz)
Fot. Weronika Pawlak