Przy ulicy Domeyki w Lublinie ma powstać myjnia samochodowa. Mieszkańcy bloków sąsiadujących z działką, na której mają zacząć się prace, nie chcą tego obiektu. Obawiają się, że myjnia będzie zagrażała ich zdrowiu i spokojowi.
– Po pierwsze, ulica będzie cały czas zablokowana, a po drugie ten pył to chemia, która szkodzi ludziom – mówi jeden z mieszkańców.
Mieszkańcy twierdzą, że nie wiedzieli o tym projekcie: – Dowiedzieliśmy się 1,5 roku po sprzedaży działki – mówią. – Nie mieliśmy opcji, żeby zaprotestować wcześniej przeciwko tej budowie. – Przy dużym wietrze i dużej chemizacji tych środków czyszczących, przy otwartych oknach to wszystko będzie rozprzestrzeniało się po osiedlu – dodają.
– Jako Rada Dzielnicy popieramy wnioski mieszkańców – mówi Paweł Soczyński, przewodniczący zarządu dzielnicy Wrotków. – Ma to być myjnia całodobowa, więc jak najbardziej jesteśmy przeciwni, żeby w takim miejscu powstała. Tak naprawdę jest to niecałe 30-40 m od okien i balkonów mieszkańców, więc nie dziwi nas fakt, że mieszkańcy w tej sprawie protestują.
– To już druga interpelacja – mówi Piotr Popiel, radny Rady Miasta Lublin. – Pierwsza została przeze mnie złożona na początku kwietnia tego roku. W tej drugiej praktycznie apeluję o to, aby urząd jeszcze raz się pochylił nad możliwością zaskarżenia tej decyzji, ale również proszę o to, aby Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji wypowiedziało się czy jest wydana przez nich zgoda na dołączenie do sieci wodociągowej, bo sąsiedzi tych nieruchomości nie wyrazili na to zgody. W związku z powyższym rodzi się pytanie skąd ta sieć kanalizacyjna miałaby być doprowadzona, przez czyje nieruchomości. Mieszkańcy mają prawo do uzyskania takich informacji.
– Na wniosek właściciela działki, osoby fizycznej, w ubiegłym roku zatwierdzony został projekt budowlany i udzielone zostało pozwolenie na budowę myjni samochodowej w lokalizacji przy ul. Domeyki 4 – mówi Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego w Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin. – Decyzja ta została wydana po spełnieniu przez inwestora wszystkich warunków wymaganych przepisami prawnymi, w tym w związku z przepisami, jakie zakłada prawo budowlane.
– Sprawa jest niestety bardziej złożona, ponieważ przedsiębiorca już w 2014 roku otrzymał zgodę na warunki zabudowy – dodaje Paweł Soczyński. – Sprawa wyszła na jaw dopiero w momencie kiedy inwestor poprosił wspólnotę mieszkaniową o wydanie zgody na wykonanie przyłączy, więc tak naprawdę jest w pewnym sensie administracyjnie zakończona. Zobaczymy w którym miejscu będą zorganizowane te przyłącza, bo może to być zrobione za plecami mieszkańców, jak to zostało zrobione trzy lata temu.
– W postępowaniu o udzielenie pozwolenia na budowę nie było stron postępowania – mówi Olga Mazurek-Podleśna. – Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa w tym zakresie, nie było też wymogu uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach ze względu na to, że inwestycja ta nie ma oddziaływania na sąsiednie, znajdujące się w pobliżu budynki. Dla tego terenu nie ma uchwalonego do tej pory miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, co oznacza, że możliwość zagospodarowania tej działki wskazują warunki zabudowy.
– Ułomność naszego prawa polega na tym, że urząd, działając zgodnie z prawem, może nie ustalić dodatkowych stron w postępowaniu oprócz inwestora – mówi Piotr Popiel. – Tak też stało się w tym przypadku. Sąsiedzi w tym postępowaniu nie zostali uwzględnieni za stronę. Nikt ich wcześniej nie poinformował, stąd też ich reakcje były bardzo opóźnione. Na dzień dzisiejszy można by powiedzieć, że z punktu widzenia prawa postępowanie się zakończyło.
– Na tym etapie postępowania, czyli etapie wydawania decyzji o warunkach zabudowy, informowane były wszystkie strony postępowania, czyli właściciele, współwłaściciele i użytkownicy wieczyści działek sąsiednich. Podczas tego postępowania nie wpłynęły do urzędu żadne odwołania ani sprzeciwy.
Odpowiedź na interpelację ma zostać udzielona w ciągu najbliższych dni.
LilKa (opr. DySzcz)
Fot. pixabay.com