Pani Marlena z Lubartowa, która ma problemy z poruszaniem się wracała z Krynicy Zdroju do domu. Pojazd należący do Lubelskich Linii Autobusowych niestety popsuł się, a kierowca – zdaniem pani Marleny – powiedział, żeby pasażerowie radzili sobie sami. Nie podstawiono też autobusu zastępczego.
– To było okropne – powiedziała pani Marlena, która poprosiła Radio Lublin o interwencje. – Co chwilę stawaliśmy. Śmierdziało, tak, jakby coś się paliło. Wyglądało to dosyć niebezpiecznie. Po dojechaniu do Rzeszowa poinformowano nas o tym, że żaden inny autokar nie będzie podstawiony i, że mamy radzić sobie sami. Byłam wściekła. Płaci człowiek za usługę, a nie zostaje ona zrealizowana. Abstrahując od tego, że ten autobus nie powinien wyruszyć w trasę, to jakiś zastępczy pojazd powinien być zapewniony. A tu zostawiono mnie na lodzie, a nie jestem do końca sprawna – dodaje.
Słuchaczka po ponad 3 tygodniach nie dostała nawet zwrotu za bilet. Pisząc reklamacje do Lubelskich Linii Autobusowych, pracownicy odesłali ją do firmy internetowej, za pośrednictwem, której go kupiła. Firma ta przesłała reklamację do przewoźnika, aby ten potwierdził zaistniałą sytuację. Do tej pory jakiejkolwiek odpowiedzi brak.
Warto przypomnieć, że Lubelskie Linie Autobusowe na trasie Krynica Zdrój – Lublin jeżdżą na podstawie zezwolenia wydanego przez Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego. Urzędnicy mają więc prawo kontrolować to, w jaki sposób przewoźnik realizuje wspomniane zezwolenie.
– Sytuacja jest bez wątpienia nieprzyjemna i możemy się jej przyjrzeć – mówi rzecznik marszałka województwa lubelskiego Beata Górka. – Dla linii przewozowych pasażer to najważniejszy klient. W związku z tym nie można pozwolić sobie na lekceważenie pasażera oraz na to, żeby czekał 2 tygodnie na odpowiedź, bo taki jest termin administracyjny. Wiemy, że rynek przewozowy jest bardzo trudny. To są działania, które są strzałem w stopę dla przewoźnika – podkreśla.
Reporterowi Radia Lublin udało się dotrzeć do przewoźnika, który bronił i ręczył za swojego kierowcę.
– Trochę nam jednak wstyd – mówi pełnomocnik zarządu Lubelskich Linii Autobusowych, Piotr Zdzioch. – Na pewno ta sytuacja nie jest naszą chlubą. Kierowca poinformował pasażerów, że dalej nie pojedzie. Zadanie to wykonywał 3-letni autobus. To jest pojazd, który raczej nie ulega awarii. Tutaj wystąpiła złośliwość rzeczy martwych. Tego dnia była większa liczba pasażerów. Nawet, jeśli wysłalibyśmy autobus z Lublina, to dojechałby on po 4-5 godzinach.
Pełnomocnik Lubelskich Linii Autobusowych po kilkunastominutowej rozpowie z dziennikarzem Radia Lublin zdecydował się pomóc poszkodowanej.
– Ubolewam nad tym, co się stało. Postaramy się to naprawić – zapewnił.
Urząd Marszałkowski również obiecał zająć się sprawą, gdy tylko nasza Słuchaczka poinformuje o wspomnianej sytuacji urzędników.
MaTo
Fot. pixabay.com