Ogród Zoologiczny w Zamościu wzbogacił się o małego wielbłąda. Urodził się on zaledwie kilkanaście dni temu, a już można go ujrzeć brykającego po wybiegu.
Jego rodzicami jest para młodych zamojskich wielbłądów. On – czteroletni samiec pochodzący z zoo w Ostrawie. Ona – sześciolatka wychowana w chorzowskim ogrodzie zoologicznym. Od kilku lat dzielą razem przestrzeń w zamojskim zoo. W pewnym momencie między nimi „zaiskrzyło”… i 13 miesięcy później doczekali się potomka.
O tym, jak trudną drogę przeszły wielbłądy, zanim zaznały rodzinnej sielanki, mówi dyrektor Ogrodu Zoologicznego w Zamościu, Grzegorz Garbuz. – Od kilku lat mamy parę wielbłądów dwugarbnych. Przeszły one najtrudniejszy dla młodych przedstawicieli gatunku czas aklimatyzacji nie bez problemów. Warunki, które panują w europejskich ogrodach zoologicznych, są dla wielbłądów warunkami ekstremalny. Zielona trawka, dużo pokarmu to nie jest coś, z czym sobie dobrze radzą. Są przyzwyczajone do wysokich temperatur, kiepskiego pokarmu, braku wody. Nasze wielbłądy przechodziły różne koleje losu, ale w końcu się pozbierały.
– Para przypadła sobie do gustu. Mamy maleństwo. Zwierzak wywołuje uśmiech na twarzach wszystkich. Wstał kilka godzin po narodzinach. W tej chwili już bryka – mówi Jadwiga Kniaź-Rycaj, asystent ds. hodowlanych w zamojskim zoo. – Po urodzeniu mieliśmy chwilowe problemy. Samica nie potrafiła nim się zająć, dlatego przez dwa dni dokarmialiśmy je butelką. Ale po tym czasie zaopiekowała się nim tak, że w tej chwili nie można do niej podejść, bowiem strasznie broni tego małego. Cała trojka jest na wybiegu. Można je oglądać praktycznie przez cały czas. Gorąco nie jest straszne wielbłądom. Przystosowane są do niego dzięki swej budowie, bo wiosną zrzucają z siebie okrywę zimową i praktycznie przez całe lato funkcjonują bez grubej warstwy sierści, która chroni je zimową porą.
Syn wielbłądziej pary z Zamościa nie ma jeszcze imienia. Jak powinien się nazywać wielbłąd junior? Wkrótce na antenie Radia Lublin zostanie zorganizowany konkurs na imię dla zwierzęcia.
DrOl
Fot. Aleksandra Drozd