Pierwotnie była to muzyka niszowa, później zasięgiem objęła cały świat, aby teraz zatoczyć koło i znów być słuchaną tylko przez nielicznych. W Międzynarodowym Dniu Bluesa w Polskim Radiu Lublin o fascynacji i miłości do muzyki opowiadał wielki fan bluesa, Krzysztof Cugowski (na zdj.). Z gościem rozmawiał Wojciech Brakowiecki.
Czy można wyobrazić sobie dzisiejszą muzykę bez bluesa? – Mówimy o rzeczach absolutnie elementarnych. Blues legł u podstaw country, rocka i wszystkich rodzajów muzyki rozrywkowej. Od bluesa wyszło wszystko – rock and roll lat 50., Elvis Presley, Bill Haley. Jego ogromny rozkwit przypada na lata 60. oraz 70. XX wieku i teraz znów, ku mojej rozpaczy, jest niszą – mówi gość Radia Lublin.
– Z muzyka bluesową jest tak, że albo się ją akceptuje, albo nie. Dla mnie jest to wypowiedź wokalna. Najwięksi wykonawcy bluesowi mieli fantastyczne głosy. Kiedyś w tym gatunku rzeczą elementarną był tekst – dodaje. – Wszystko rozpoczęło się od muzyki gospel, śpiewanej przez Afroamerykanów na polach bawełny, później przeszło przez kolejne sfery, aż do kościołów. U baptystów aż do dziś jest śpiewana msza – tłumaczy genezę bluesa Krzysztof Cugowski.
– Dopiero w latach 60. muzyka bluesowa doszła do szerszego grona odbiorców, stanęła ponad podziałami rasowymi – mówi wokalista. – Pamiętam słowa wypowiedziane przez muzyków Rolling Stones, którzy przyjechali na jeden z pierwszych koncertach w Stanach Zjednoczonych. Muddy Waters, słynny amerykański bluesman powiedział, że to właśnie dzięki nim ludzie rozpoczęli słuchać bluesa. Wtedy stał się on uniwersalnym przekazem dla czarnych i białych – opowiada nasz gość.
– Blues zatoczył koło i wraca do poziomu niszowego. To nie problem samego bluesa, ale muzyki słuchanej na co dzień – podsumowuje Krzysztof Cugowski.
WB
Fot. archiwum