Lublinianie utknęli na wyspie zniszczonej przez Irmę

pilne 1

Małżeństwo z Lublina – Tomasz i Sylwia Wierzchowscy – utknęli na karaibskiej wyspie Saint Martin spustoszonej przez huragan Irma. Para jest tam w podróży poślubnej.

Jak mówi Polskiemu Radiu Lublin Tomasz Wierzchowski, w sobotę oboje bezskutecznie próbowali dostać się na pokład odlatującego z wyspy samolotu: – Przeszliśmy kontrolę na lotnisku. Trwało to może z 5 godzin. Kiedy byliśmy już przy samolocie, dowiedzieliśmy się, że nie polecimy, bo lecą tylko Amerykanie. Nie wiedzieliśmy co robić. Tutaj wszystko jest w gestii holenderskiego wojska. Żołnierze powiedzieli, że nie są w stanie się nami zająć i żebyśmy wracali gdziekolwiek, bo tutaj jest strasznie niebezpiecznie. Więzienia zostały zniszczone, na wyspie potworzyły się bandy. Wróciliśmy do hotelu. Jest z nami druga para z Warszawy. Okazało się, że u nich w pokoju już nic nie było, żadnego jedzenia. Nas na szczęście nie okradli.

Irma nadeszła nad wyspę w środę. Para spędziła wówczas 24 godziny w hotelowej łazience.

– Huragan uderzył około godziny 4.30 rano. W życiu czegoś takiego nie przeżyłem. Było tak, jakby 2 metry nad nami stał helikopter i cały czas uderzał. Później przyszło oko huraganu i przez 30 minut była cisza. Wyszliśmy z pokoju, zobaczyliśmy, że woda sięga drugiego piętra hotelu. I po półgodzinie znów uderzył huragan. Waliło przez cały czas. Myśleliśmy, że wciąż trwa wichura, a okazało się, iż skończyła się około 14.00. Byliśmy tak przestraszeni, że siedzieliśmy w łazience do 22.00 – wspomina w rozmowie z Polskim Radiem Lublin Tomasz Wierzchowski.

Huragan Irma w skali Saffira-Simpsona otrzymał najwyższą, piątą kategorię. Jak dodał pan Tomasz, z miejscowych doniesień wynikało, że w czasie uderzenia huraganu wiatr osiągnął prędkość 340 kilometrów na godzinę.

– Teraz nie obawiamy się żywiołu. Większe zagrożenie mogą stanowić ludzie –  mówi Tomasz Wierzchowski. – Czego nie zniszczył huragan, niszczą ludzie. Część francuska jest zniszczona kompletnie. Nic tam nie ma. Niedługo dojdzie tam do kanibalizmu. Zresztą w części holenderskiej tak samo. Stolica jest podobno cała splądrowana i oni idą dalej. Chyba zrozumieli i nie zabijają się o jakieś telewizory, czy diamenty, tylko najważniejsze jest jedzenie i woda. Nie wiemy ile to potrwa. W pewnym momencie oni mogą stwierdzić, że po co my im? Po co mamy jeść ich jedzenie? Albo nas wyrzucą albo pozabijają. Mamy kontakt z konsulatem w Hadze, ale to są jakieś usłyszane, niesprawdzone informacje, nonsensy i bzdury.

W przesłanym do Radia Lublin oświadczeniu z Ministerstwa Spraw Zagranicznych czytamy, że „na tym etapie, Holandia, Francja i Zjednoczone Królestwo nie przewidują przeprowadzenia akcji ewakuacyjnej. Ambasady RP w Hadze, Paryżu i Londynie na bieżąco monitorują sytuację obywateli polskich przebywających na wyspach dotkniętych huraganem. Nasi konsulowie przekazali władzom holenderskim, francuskim i brytyjskim dane obywateli polskich wymagających pomocy. Dokładają oni starań, aby Polacy byli objęci niezbędną pomocą na takich samych warunkach jak obywatele wspomnianych państw”.

Wyspa Saint Martin podzielona jest na dwie części: francuską i holenderską. Z relacji pana Tomasza oraz doniesień medialnych wynika, że w huraganie najbardziej ucierpiała część francuska. Hotel, w którym znalazły schronienie dwie polskie pary, znajduje się w części holenderskiej.

ZAlew

Fot. archiwum

Exit mobile version