Co mógł zrobić Andrzej Piaseczny po szlachetnie melancholijnych płytach z piosenkami Seweryna Krajewskiego i przygotowanym z wielkim rozmachem, nagranym z holenderską Metropole Orkest, albumem „Kalejdoskop”? Wokalista świętuje właśnie ćwierćwiecze na scenie, więc wypadałoby przygotować jakiś jubileusz, podsumowanie, best of… Owszem, na to też przyjdzie czas, na koncertach. Nową płytą natomiast Piaseczny zaskoczy zarówno swoich wiernych fanów, jak i tych, którzy do tej pory podchodzili do nagrań wokalisty z dystansem.
Album „O mnie, o tobie, o nas”, zawierający kompozycje Ani Dąbrowskiej, to płyta nie tylko dojrzała, ale też zaskakująco pogodna. – Tak, jestem uśmiechniętym, szczęśliwym człowiekiem – mówi o sobie wokalista, równocześnie opisując nastrój albumu.
Pomysł współpracy z Anią Dąbrowską, pierwszą damą polskiego popu, nie tylko świetną wokalistką, ale też znakomitą autorką piosenek, narodził się ponoć przed dekadą. Wtedy jednak nie starczyło czasu, ona była zbyt zajęta własną karierą, on nie mógł czekać zbyt długo. Ale co się odwlecze…
– Dla nas obojga było oczywiste, że prędzej czy później znowu się spotkamy – przyznaje Piaseczny. – Los zetknął nas ponownie w pierwszej edycji „The Voice of Poland” i znów zamieniliśmy na ten temat kilka zdań: może powinniśmy, może kiedyś, może za chwilę… Kwitło to więc bardzo wiele lat i wreszcie wydało owoce.
Dojrzałe owoce, trzeba dodać, w postaci 10 piosenek. Z jednej strony słychać w nich charakterystyczny sznyt Ani, z drugiej – to bez wątpienia styl i klimat Andrzeja. O pogodzenie dwóch żywiołów w studiu zadbał Michał Przytuła. Stary, dobry znajomy, z którym Piaseczny współpracował jeszcze w latach 90., a którego uchu do dobrej, przebojowej muzyki zawdzięczamy również produkcje Kayah czy Reni Jusis.
– Naprawdę zatęskniłem za Michałem, z którym nie pracowałem od wielu lat. To było wystarczającym powodem, żeby się z nim spotkać i powiedzieć: „Słuchaj, zróbmy coś. Tak dawno niczego razem nie robiliśmy, a kiedyś było naprawdę fajnie”. „Fajnie” to zresztą nieodpowiednie, zbyt płaskie słowo. Tym bardziej, że wkład Michała w tę płytę był znacznie większy, niż można się domyślać czytając książeczkę – przyznaje wokalista.
Przytuła nadał ostateczną formę utworom, których treść wypływa z osobistych doświadczeń Andrzeja Piasecznego, ale dotyczy spraw znanych nam wszystkim. To piosenki o miłości i przyjaźni, o tym, że warto dawać sobie drugą szansę i o tym, że każdy dzień wśród najbliższych jest na wagę złota.
– Piosenki o uczuciach są uniwersalne – podkreśla wokalista. – Opowiadam więc o sobie, ale mogą się w tym odnaleźć inni ludzie, jeśli tylko tego chcą.
Płyta „O mnie, o tobie, o nas” ma także wyjątkową oprawę wizualną – artysta zrezygnował z umieszczenia na okładce swojego wizerunku. – To jest muzyka popularna, ale i ona przecież może mówić sama za siebie. Dajmy jej opakowanie, które nie będzie tak oczywiste, niech i ono zaciekawia, niech skłania ludzi do refleksji – mówi Piaseczny. – Dla mnie to jest linia życia. Nieco inaczej przedstawiona, niż elektrokardiogram, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. To raczej splątanie ścieżek, które ma nie tylko wejście, ale i wyjście. To inny rodzaj zapisu emocji, które znalazły się w tych piosenkach – wyjaśnia znaczenie symbolu, który znalazł się na okładce.
(fot. nadesłane)