Polskie Towarzystwo Ginekologii Onkologicznej obraduje w Lublinie

kongres 8

W ciągu trzech minionych dekad prawie dwukrotnie wzrosła zachorowalność kobiet na raka piersi. Dotyczy to Polek między 20 a 49 rokiem życia.

W Lublinie trwa V Kongres Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej. Podczas kongresu działalność rozpoczną nowe władze towarzystwa, które chcą się skupić na współpracy z Ministerstwem Zdrowia oraz innymi podmiotami. To na rzecz stworzenia i wdrożenia skutecznych programów profilaktycznych nowotworów kobiecych.

– Problem jest bardzo trudny. Nie leczymy inaczej niż na całym świecie, a wyniki mamy gorsze – mówi profesor Jan Kotarski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej. – Rozpoznajemy chorobę w zbyt zaawansowanym stadium. Jeżeli chcemy poprawić nasze wyniki leczenia onkologicznego, to musimy ją rozpoznawać wcześniej, a idealnie by było, żeby jej zapobiegać. Jeśli chodzi o raka szyjki macicy, jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że znamy stany przednowotworowe. Nie we wszystkich nowotworach je znamy.

– Badania mammograficzne są refundowane przez państwo dla kobiet w wieku od 50 do 69 roku życia. To bardzo ogranicza – mówi Barbara Leśniewska, prezes Lubelskiego Stowarzyszenia Amazonek. – Chodzi tu o finanse. Z obserwacji moich i moich koleżanek wynika, że coraz więcej młodych kobiet choruje.

– Nasza działalność wywodzi się przede wszystkim z chęci wsparcia, którego chciałyśmy udzielić kobietom, z czegoś, co zabrakło w naszym leczeniu onkologicznym – mówi Agata Ślazyk z Zarządu Stowarzyszenia Niebieski Motyl. – Uważamy, że jest ogromna luka w całym systemie opieki nad chorymi na raka. Chodzi mi o brak psychoonkologów. Jest ich naprawdę bardzo mało. W tej chwili chcemy pomóc kobietom z jednego ze szpitali. Proszę sobie wyobrazić, że na 1000 pacjentek, które w ciągu roku się przewijają, jest jeden onkolog na etacie.

– System był bardzo dobry. Został nagrodzony w Brukseli za organizację, natomiast nie funkcjonował zupełnie – mówi Jan Kotarski. – Zgłaszalność na zaproszenia była rzędu 10%. To nie jest wina lekarzy, a systemu, który wykracza poza możliwości działania lekarza-ginekologa, systemu, który powinien być wyzwaniem dla organizatorów służby zdrowia. Politycy powinni stworzyć system zachęt do tego.

– Trafiają do nas dziewczyny, które nie wiedzą, że choroba ich najbliższych może mieć ścisły związek z chorobą, która dotknęła ich samych – mówi Barbara Górka z Zarządu Stowarzyszenia Niebieski Motyl. – Często jest tak, że dziewczyny dowiadują się o tym tzw. drogą pantoflową. Wyciągamy z tego wnioski, że nie otrzymały takiej informacji na etapie postawienia diagnozy. W niektórych ośrodkach zdarza się tak, że jedna pacjentka prowadzona jest przez kilku lekarzy jednocześnie, co naszym zdaniem może prowadzić do tzw. chaosu informacyjnego oraz ryzyka, że pacjentka nie otrzyma wszystkich niezbędnych informacji.

– Jest wiele powodów, dla których panie się nie zgłaszały. Myślę, że jednym z ważnych elementów było to, że zaproszenie, które docierało do nich było mocno zanonimizowane – mówi doktor Adam Kozierkiewicz, ekspert w dziedzinie zdrowia. – W związku z tym istnieje pomysł, żeby to zaproszenie nieco bardziej spersonalizować, co ma się wiązać z tym, żeby w procesie rekrutacji do badań uczestniczyły gabinety lekarzy rodzinnych.

Jak dodaje prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej, kobiety nie wykazują bowiem proaktywności w poszukiwaniu placówek, które realizują we właściwym zakresie badania pod kątem szyjki macicy czy raka piersi. 

Według krajowego rejestru nowotworów około 22% wśród tego typu chorób u kobiet stanowi rak piersi. Co roku diagnozowanych jest około 17 tysięcy przypadków. 

LilKa/ DySzcz

Fot. ptgo2017.pl

Exit mobile version