Wodór jako napęd pojazdów znów stał się „gorącym tematem”. W ubiegłym tygodniu zakończyło się XXVII Forum Ekonomiczne w Krynicy, a 12 września rozpoczął się Międzynarodowy Salon Samochodowe we Frankfurcie nad Menem. Na obu imprezach paliwa alternatywne to temat kluczowy. Jednym z europejskich liderów w tej branży jest lubelski Ursus.
Pomysł, by silnik elektryczny w pojeździe napędzać prądem z ogniw paliwowych, wykorzystujących wodór, pojawił się już w 1939 roku. Na razie takie rozwiązanie przegrywa jednak z tradycyjnym napędem elektrycznym, mimo że jest bardziej efektywne. – Samochody napędzane paliwem wodorowym mają olbrzymią przewagę nad zwykłymi pojazdami elektrycznymi. Dotyczy to ceny, poza tym ich ładowanie trwa tylko 3-5 minut. Mają także o wiele większy zasięg, do 700 km. To olbrzymia przewaga wobec aut elektrycznych, w przypadku których pracuje się dopiero nad możliwościami osiągania przez nie odległości 400-450 km – mówił podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Ekonomicznych TOR. – Ponadto mamy szeroki dostęp do węgla, który możemy przetwarzać na paliwo wodorowe.
– Kilogram wodoru jest w stanie wytworzyć tyle energii, co 4 litry benzyny. Dlatego wodór jest bardzo „lubianym” paliwem do napędu statków latających, bo tam każdy kilogram ładunku ma swoje znaczenie. W przypadku samochodów masa też jest ważna, bo przekłada się na stratę energii w trakcie przyspieszania, zatem jej zmniejszenie zawsze prowadzi do spadku zużycia paliwa. I wodór pod tym względem byłby genialny, gdyby nie jeden problem – mieszczące go zbiorniki są albo bardzo duże, albo bardzo ciężkie. Łączna masa ich oraz paliwa wodorowego jest większa, niż zbiorników z benzyną. Mimo tego wodór ma bezwzględną przewagę nad substancjami ropopochodnymi; w trakcie jego spalania nie powstaje w ogóle dwutlenek węgla – stwierdza prof. Mirosław Wendeker z Politechniki Lubelskiej, od kilkunastu lat promujący stosowanie tego paliwa.
Ursus nie ma tych wątpliwości i jest gotów do produkcji autobusu z ogniwami paliwowymi. Jednak na zbyt w Polsce na razie liczyć nie może, bo… skąd brać paliwo? – Ursus wyprodukował autobus, który ma baterie elektryczne, ale dodatkowo jest zasilany ogniwem wodorowym, co powoduje, ze pojazd może całą dzienną pracę przewozową zrealizować na jednym ładowaniu. Przy czym w naszym kraju jest to perspektywa czysto hipotetyczna, bowiem musi powstać infrastruktura dla czystego wodoru. Jeżeli pojawi się większa liczba stacji, zbyt na wodór i spora ilość napędzanych nim autobusów, to również cena takich pojazdów spadnie. Dzisiaj niestety kosztują drożej niż autobusy elektryczne. W związku z tym na razie nasz rynek jest w powijakach. Rynki bardziej dojrzałe, jak niemiecki czy holenderski, są bardziej otwarte na tego rodzaju rozwiązania – uważa Maciej Srebro, przewodniczący rady nadzorczej spółki Ursus Bus.
JB / opr. ToMa
Fot. archiwum