Połowa światowej populacji posługuje się przynajmniej dwoma językami. Zjawisko jest szczególnie zauważalne wśród dzieci, których rodzice są dwóch różnych narodowości. Najmłodsi z reguły bardzo dobrze sobie radzą w tej sytuacji i bez problemu przychodzi im posługiwanie się dwoma językami.
Dwujęzyczność jednak niesie za sobą pewne pułapki i konsekwencje. To z rodziców, które nie chce się uczyć języka drugiego, ma w związku przewagę. – Statystyki ,mówią jednoznacznie, ze Polki uczą się jeżyka cudzoziemców, natomiast oni nie mają się ochoty uczyć naszego języka, niezależnie od tego skąd pochodzi. Oczywiście mówienie, że język polski jest szczególnie trudny, jest nieprawdą – mówi profesor Zbigniew Tarkowski z Zakładu Patologii i Rehabilitacji Mowy Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
– Duża trudność powstaje, gdy dziecko mając propozycję kilku języków, nie wybiera żadnego. W każdej populacji pewna liczba dzieci jest opóźniona w rozwoju mowy. Kiedyś była dość prosta zasada: na początku opanowujemy jeden język, a potem dopiero drugi. Teraz dokonuje się to równocześnie i te dzieci mogą być opóźnione w obu językach. Wtedy należy skontaktować się ze specjalistą i zdecydować się na jeden język docelowy – radzi prof. Tarkowski.
Jak dodaje, język jest niezwykle ważny dla tożsamości. – Jeżeli nie będziemy dbali o nasz język, będzie on wypierany przez inne. Można przyjąć taką zasadę, że w Polsce rozmawiamy po polsku. Tylko cztery narodowości dbają, żeby ich język był pierwszoplanowy: Anglicy, Francuzi, Rosjanie i Hiszpanie. Po prostu dbajmy o własny język. Dla mnie jest to wyraz patriotyzmu.
Dwujęzyczność to inaczej bilingwizm, który zdaniem specjalistów ma dobry wpływ na rozwój dziecka jedynie wówczas, kiedy postęp obu języków jest wyrównany i zgodny z normą wiekową.
ZAlew / opr. ToMa
Fot. archiwum