Premier Katalonii Carles Puigdemont i inni lokalni politycy podpisali we wtorek wieczorem deklarację niepodległości, wzywającą inne państwa do uznania republiki Katalonii, ale wcześniej Puigdemont ogłosił, że skutki tej deklaracji powinny zostać odroczone. W odpowiedzi na te działania premier Hiszpanii Mariano Rajoy zagroził 11 października w południe katalońskim władzom, że rząd centralny może uruchomić artykuł 155 hiszpańskiej konstytucji, który umożliwia tymczasowe zawieszenie autonomii regionu.
O tym, do czego może doprowadzić sytuacja w Hiszpanii, Tomasz Nieśpiał rozmawiał z prof. Cezarym Tarachą (na zdj.) z Katedry Świata Hiszpańskiego, Polityki i Relacji Międzynarodowych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
– Wtorkowa deklaracja wygląda nieco dziwnie. Niektórzy hiszpańscy komentatorzy piszą wręcz o „farsie”. Z jednej stron jest dokument podpisany przez najważniejsze osoby w Katalonii, który głosi, że staje się ona republiką, krajem niepodległym. Z drugiej strony po tej deklaracji premier Katalonii ogłasza, że zawiesza niepodległość, by dać czas na negocjacje z hiszpańskim rządem – stwierdził prof. Taracha. – Jednak wydaje się, że Katalończycy są konsekwentni w tym, co robią i nawet jeśli przybiera to formy tego rodzaju, da się tutaj zauważyć wyraźna myśl: dwa kroki do przodu, jeden w tył.
– Jeśli dobrze wczytamy się we wtorkową deklarację, zauważymy odwołanie się do państw i instytucji międzynarodowych o uznanie niepodległości Katalonii. I tu pojawia się pytanie, czy któryś z krajów nie skorzysta z tego pomysłu. Potencjalnie są państwa, które sprzyjają sprawie katalońskiej: Wenezuela, Kuba. Wiemy, że Rosja również gra pewną rolę. Są też kraje muzułmańskie, te bardzo radykalne. A prawie 10% ludności Katalonii wyznaje islam – dodał gość Radia Lublin.
Jak sądzi prof. Taracha zawieszenie niepodległości Katalonii może wiązać się z obawą tamtejszego rządu o pogorszenie się sytuacji gospodarczej, bowiem niektóre duże firmy na wieść o możliwości ogłoszenia niezależności zaczęły przenosić się do innych rejonów Hiszpanii.
Gość Radia Lublin zauważa, że niektóre siły polityczne w Hiszpanii zaczęły nieco łagodzić swoje nieprzejednane podejście do sprawy katalońskiej. – Chociaż zdecydowana większość społeczeństwa hiszpańskiego i tamtejszych sił politycznych uważa, że należy podjąć jakieś kroki wobec Katalonii, z pewnością prawne, ale też takie o charakterze siłowym. Dzisiaj hiszpańska policja i Gwardia Cywilna zajęły lotniska i dworce w Katalonii.
W tej sytuacji rząd w Madrycie może rzeczywiście sięgnąć po art. 155 hiszpańskiej konstytucji. A to oznacza nie możliwość zawieszenia autonomii regionu, ale też po sięgnięcie po bardziej radykalne środki, czyli kroki siłowe. Oznaczać to może użycie sił porządkowych, a nawet, w przypadku bardziej drastycznym, wojska.
Konflikt rządu Katalonii z Madrytem jest rezultatem uznanego przez władze centralne za nielegalne referendum z 1 października, w którym ponad 90 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością regionu. Jednak w plebiscycie wzięła udział mniej niż połowa uprawnionych do głosowania.
ToNie / opr. ToMa
Fot. archiwum