„25 krajów Unii Europejskiej zbudziło Śpiącą Królewnę” – tak na portalu społecznościowym napisał przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, Śpiącą Królewną nazwał martwy dotąd zapis Traktatu Lizbońskiego o współpracy obronnej w ramach Unii.
Od wczoraj (14.12) współpraca strukturalna staje się faktem. „Bezpieczniejsza Europa, to bezpieczniejsza Polska” – to „na gorąco” komentarz będącego w czwartek w Brukseli premiera Mateusza Morawieckiego. Temat na antenie Radia Lublin kontynuowali dziś Jacek Bieniaszkiewicz i jego gość, Janusz Zemke (na zdjęciu) – europarlamentarzysta, były minister obrony narodowej.
To, co stało się w Brukseli jest czymś bezprecedensowym. Próby nadania tempa wspólnej inicjatywie obronnej krajów UE (PESCO) sięgają 50 lat wstecz…
– To jest bardzo głęboka zmiana. Do tej pory duża część państw unijnych uważała, że kwestie wojska i bezpieczeństwa to problem NATO. Dzisiaj mamy jasność, że powinniśmy sami w Europie w większym stopniu dbać o obronność i bezpieczeństwo – mówił Janusz Zemke. – Po dyskusjach powołano nareszcie instytucję stałej współpracy strukturalnej. Polska należy do tej inicjatywy od początku. To będzie w najbliższym czasie polegało na ocenie zdolności wojskowych poszczególnych państw i po tej ocenie – na wsparciu różnych badań. Jeśli chodzi o wojskową technikę, jesteśmy w Europie bardzo zapóźnieni w stosunku do Stanów Zjednoczonych, w niektórych segmentach do Rosji czy Chin. Trzeba na poziomie unijnym przeznaczyć specjalne środki na badania i wdrożenia konieczne dla poprawy stanu bezpieczeństwa i obronności. Przewiduje się, że w przyszłym roku będzie to na poziomie unijnym kwota 500 milionów euro. Ona będzie rosła i w następnych latach powinna dochodzić do 4-5 miliardów euro. Polska przystąpiła do tej inicjatywy, więc jest także szansa, że polski przemysł może z tego skorzystać. Są takie badania, które dla naszego wojska są szczególnie istotne. Myślę tutaj przykładowo o wszystkich badaniach związanych z logistyką, poprawą lotnictwa transportowego. Ponieważ jesteśmy krajem na flance Unii i NATO, to musimy zawsze liczyć na wsparcie innych państw. Przykładem tego, co trzeba w ramach PESCO uregulować jest potrzeba ujednolicenia w ramach Unii przepisów o przemieszczaniu się wojska.
Na ile można tu wykorzystać działania, które prowadzone były w ramach w ramach NATO? Siły NATO przemieszczają się przez Europę nie omijając Polski.
– Ale jest z tym sporo problemów. Nie tak dawno mieliśmy problemy z przemieszczaniem się sprzętu ze Stanów Zjednoczonych. Okazało się, że niektóre polskie dworce nie były w stanie bezpiecznie przetransportować amerykańskiego sprzętu. Także tutaj będziemy musieli się zmieniać, bo zasada jest taka, że w pierwszym rzędzie powinniśmy polegać na własnych zdolnościach, ale gdyby one nie starczały, to musimy liczyć na pomoc NATO. Pomoc Unii nie musi polegać na pomocy czysto wojskowej. Jest to pomoc, która może polegać na przykład na wsparciu różnych szpitali polowych, przerzucaniu sprzętu do uzdatniania wody, agregatów, itd. NATO to twarda siła, czyste wojsko, a Unia to różne działania wspierająca to wojsko: logistyka, służba zdrowia, sprzęt – mówił Janusz Zemke
Ile będziemy musieli dołożyć do tych 500 milionów euro na początek?
– Wszystko będzie finansowane z budżetu ogólnego Unii, która rocznie wydaje mniej więcej ok. 160 miliardów euro i w ramach owych środków po raz pierwszy zostaną wydzielone większe środki na zapewnienie obronności i bezpieczeństwa Unii – zaznaczył Janusz Zemke. – Oczywiście Polska płaci swoją składkę, bo każde państwo płaci 1% PKB brutto do budżetu unijnego. W tym roku składka polska wyniosła 3 miliardy 700 milionów euro. W przyszłym będzie to więcej, ponieważ nasz PKB rośnie. Pamiętajmy, że na każde euro, jakie Polska wpłaca do budżetu unijnego odzyskujemy mniej więcej 3 euro. To jest z punktu Polski fenomenalna inwestycja. Przykładem niech będzie droga S17, budowana między Warszawą a Lublinem: 85% kosztów tej inwestycji pokrywa budżet unijny. Jechałem dzisiaj z Warszawy do Lublina i szczerze mówiąc nie zdawałem sobie sprawy z tego, że S17 jest naraz budowana w tylu miejscach. Widać gołym okiem, kiedy jedzie się wzdłuż tej inwestycji, że tam roboty wrą i że jest ona prowadzona na bardzo długim odcinku.
Wiele osób zdumiała informacja o tym, jak wiele Caracali, które były oferowane Polsce, a służą obecnie w armii francuskiej, jest uziemionych. To 75%, co wskazywałoby na to, że sprzęt jest awaryjny.
– Te dane, które podaje sama Francja, są danymi smutnymi i bardzo złymi dla producentów Caracali. Znaczna część tych śmigłowców nie lata, ale jest tam równie zła rzecz: okazało się, że ich remonty i serwisowanie są mniej więcej dwa razy droższe od tego, co zapowiadali producenci. Być może paradoksalnie dobrze się stało, że do tego kupna finalnie nie doszło. Tylko że decyzja o tym, że nie kupujemy Caracali, zapadła ponad 2 lata temu. Przez te 2 lata mamy nieustanne dyskusje na temat tego jakie śmigłowce trzeba kupić i tak naprawdę żadnych pragmatycznych decyzji nie widać. Wszystko jest przesuwane w czasie. Uważam to za bardzo złe zjawisko, ponieważ nowoczesne wojsko musi być mobilne i musi mieć zdolność do różnych akcji poszukiwawczych. Bardzo liczę na to, że obecne kierownictwo MON-u podejmie w końcu te decyzje i że będą one oznaczały także zamówienia dla firm polskich. Myślę tu głównie o Świdniku, który z tego co wiem ma dwa bardzo dobre typy śmigłowców kupowane coraz chętniej w świecie – mówił Janusz Zemke.
Bez większego echa przeszłą wypowiedź ministra Macierewicza, który stwierdził, że może należałoby w większym stopniu zainteresować się naszymi W3, czyli Sokołami w wersji przystosowanej do ratownictwa morskiego, bo one dają szansę, by bardzo szybko i o wiele taniej doposażyć marynarkę wojenną…
– To kolejny przykład, że polski MON permanentnie zmienia pomysły. W technice pojawia się ciągle coś nowego, ale trzeba w końcu powiedzieć: kupujemy to albo tamto. Albo w czymś trzeba dokonać zmian, na przykład w Sokołach. Zawsze można przeprowadzać modyfikacje, tylko muszą być te decyzje – mówił Janusz Zemke. – Mój apel jest zawsze taki: niechaj MON robi uczciwe przetargi, niechaj te kryteria będą jasne. Jeżeli mamy śmigłowce o podobnych parametrach, to zawsze decydujmy się na kupno ich w przemyśle w Polsce, bo tutaj zostaje ta technologia, tutaj doskonalimy kwalifikacje kadry i tutaj zostają podatki. Trzeba w tym wszystkim dbać o interes własnego państwa i gospodarki.
JB
Fot. Jacek Bieniaszkiewicz