Do wigilii zostało już niewiele czasu. Właśnie teraz następuje kulminacyjny moment przedświątecznych zakupów. Na stole nie może zabraknąć potraw z karpia.
Tymczasem aktualnie produkcja gospodarstw rybackich jest o ponad połowę niższa niż w roku ubiegłym, ceny są porównywalne, a na rynku pojawia się konkurencja zagraniczna – nawet tak egzotyczna dla tego gatunku jak Chiny.
– Przed samymi świętami polskich ryb może zabraknąć, bo magazyny rybackie są już puste – mówi Marian Rapacewicz, prezes Gospodarstwa Rybackiego Kock. – Przyczyną tego jest inwazja kormoranów, które zjadają karpie.
– Sprzedajemy karpie z m.in. Czech i Ukrainy – przyznaje Marianna Mazurek ze sklepu rybnego w Lubartowie. – Jeżeli ryba jest z Polski, to zawsze z łowiska z Kocku. Cena jest stabilna: do lat to około 15-16 zł za kg.
Klienci przyznają, że chcą znać pochodzenie ryb, które kupują i najchętniej wybierają polskie karpie. – Trzeba wspierać naszą gospodarkę – przyznają zgodnie.
Jak odróżnić karpia krajowego od obcokrajowca? Jest to praktycznie niemożliwe, bo masowe hodowle doprowadziły do tego, że ryby wyglądają dokładnie tak samo. Wprawdzie sprzedawcy mają obowiązek podawania informacji o pochodzeniu towaru, ale importerzy obchodzą to w sprytny sposób. Po sprowadzeniu wystarczy rybę przechować 30 dni, wypatroszyć i podzielić na filety, płaty czy dzwonki i jako kraj pochodzenia można wówczas wskazać Polskę.
JPie / opr. MatA
Fot. pixabay.com