Miniony rok był rekordowym, jeśli chodzi o polski eksport produktów spożywczych. Jego wartość wyniosła w sumie 27,5 miliarda euro. I to w sytuacji, gdy Rosjanie nie cofnęli embarga na polskie jabłka.
Jak to się stało? Po prostu polska żywność znalazła nowe rynki zbytu. Ten boom eksportowy odczuwalny był również na Lubelszczyźnie.
– Eksporterzy stanęli na wysokości zadania. Ale to taki zespół naczyń połączonych. Bo nasi rolnicy znani są z tego, że potrafią produkować zdrową żywność. Ale w wywozie tych produktów za granicę pomógł też rząd – uważa prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, Piotr Burek.
Wzrost eksportu zbiega się też z podniesieniem się produkcji sadowniczej. – Trudne sytuacje powodują odkrywanie nowych rynków, bo w dobrych warunkach handlowych trochę popadamy w marazm. A te ostatnie lata, wraz z rosyjskim embargiem, zdopingowały nas do działania – uważa Tomasz Solis, wiceprezes Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej.
Jednym z nowych kierunków, na które trafiają lubelskie owoce, przede wszystkim jabłka, są Chiny. – Tamtejszy rynek jest bardzo trudny i skomplikowany, bo Chińczycy są największym producentem jabłek na świecie. Jednak w wyniku dużego wzrostu spożycia owoców i ich przetworów, kraj ten stał się również ich importerem. Ale polskie owoce odnoszą też sukcesy na rynkach arabskich i afrykańskich. Czasami zresztą trafią tam za pośrednictwem innych krajów. Dostarczamy bowiem też jabłka do państw Unii Europejskiej, które mają bardzo dobre wejście na rynki zewnętrzne. I podejrzewam, że mamy do czynienia z taką sytuacją, iż wysyłamy je do Hiszpanii, a one ostatecznie lądują w Maroku czy Egipcie – stwierdza Tomasz Solis.
Jednak to nie polskie owoce, ale mięso miało największy wpływ na znaczący wzrost eksportu. I w tym przypadku Lubelskie ma się czym pochwalić. – Nasz region jest potentatem w dziedzinie produkcji drobiu – dodaje Piotr Burek. Duże znaczenie odgrywa również wywóz polskiej wołowiny. – Jesteśmy producentem tego rodzaju mięsa, natomiast zjadamy go niewiele; średnio do 2 kilogramów na osobę rocznie. Nie ma u nas mody, ani tradycji spożywania tego mięsa. Eksportujemy więc go dużo, między innymi do krajów arabskich.
JZoń / opr. ToMa
Fot. archiwum