Wzrosła liczba polskich repatriantów ze Wschodu przyjętych w województwie lubelskim. W ubiegłym roku przyjęto 10 osób z terenów azjatyckich byłego Związku Radzieckiego. W 2016 roku były to zaledwie trzy osoby.
Od maja ubiegłego roku obowiązuje nowelizacja ustawy o repatriacji, która ma pomóc Polakom w powrocie do ojczyzny.
– Powoli zmierzamy właśnie w tym kierunku – mówi Hanna Majewska z Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. – Przyjechały do nas cztery rodziny. Trzy z nich osiedliły się w Lublinie, a jedna w Garbowie. Myślę, że teraz nastąpi wzrost przyjazdów. Ustawa zezwala w tej chwili nawet przyjechać na takie własne zaproszenie. Jeśli ktoś posiada w Polsce mieszkanie – czy to własne, czy na umowę najmu – oraz ma zapewnioną pracę, może się przybyć tu podstawie wizy o repatriacji i osiedlić się na stałe. Poszerzeniu uległy też formy pomocy. Gmina, która zapewni lokal mieszkalny repatriantom, otrzymuje na ten cel dotację z budżetu państwa.
– Kwota pomocy nie jest określona w sposób jednoznaczny, ale jest odniesiona do kosztów funkcjonowania w danym miejscu – dodaje Radosław Brzózka, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego.
– Chodzi o to, żeby tych ludzi osiedlić w większych miastach z uwagi na to, że posiadają tam szersze możliwości. Mają dostęp do szkół, szpitali, przychodni, większą możliwość wejścia na rynek pracy – wyjaśnia Hanna Majewska.
Reporterka Radia Lublin odwiedziła jedną z rodzin repatriantów, która osiedliła się w Lublinie.
– Mam pochodzenie polskie od strony mamy. Moja babcia i jej wszyscy przodkowie byli Polakami. O repatriację starałem się 5 lat. Jest przy tym trochę biurokracji. Są dwie możliwości repatriacji: samodzielnie lub przez zaproszenie ze strony gminy. Zdecydowaliśmy, że zrobimy to swoimi siłami. Było mieszkanie, umowa o pracę, założyliśmy sobie konto, żebyśmy przez pierwszy rok mogli sami siebie utrzymywać – opowiada Mikołaj, który przybył do Lublina z Białorusi.
– Jestem chemikiem. Nie mam co robić w małym mieście. A w Lublinie jest gwarancja pracy – dodaje jego żona Maria.
– Żona pracowała jako młodszy pracownik naukowy na uniwersytecie. Ale, jeśli przeliczyć jej zarobki na polską walutę, wynosi on 500-600 zł. Widzimy tutaj dużo, dużo korzyści we wszystkich sferach. Nawet dla dzieci jest zawsze jakieś zajęcie. Tutaj da się żyć, a na Białorusi jest z tym ciężko. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Chociaż widzimy też przed sobą problemy. Ja na przykład nie wiedziałem, co z ubezpieczeniem, jak dostać 500 plus. Widzę, że w Polsce jest jeszcze dużo biurokracji i „papierków”, które trzeba wypełniać, a ja nie rozumiem dlaczego. Ale jak trzeba, to trzeba – stwierdza Mikołaj.
Dwie z czterech przyjętych w ubiegłym roku rodzin nie mieszkają już na terenie naszego województwa. Jedna rodzina przeprowadziła się do Białegostoku, kolejna do Niemiec.
Nie wiadomo jeszcze, ilu repatriantów w tym roku zamieszka w województwie lubelskim. Lubelski Urząd Wojewódzki zapewnia, że nawiąże kontakt z większymi miastami na terenie regionu, aby w przyszłości mogli się w nich osiedlać repatrianci.
ZAlew / opr. ToMa
Fot. archiwum