Zamknięta brama w stadninie koni w Janowie Podlaskim opóźniła akcję strażaków jadących do pożaru. – Ratownicy powinni wybrać inną drogę – tłumaczy prezes stadniny.
W nocy doszło do pożaru sadzy w kominie w jednym z budynków na terenie stadniny, w którym mieszkają jej pracownicy. Do zdarzenia jako pierwsza wyjechała miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. Na miejscu okazało się, że brama do stadniny była zamknięta.
– Staliśmy przez kilka minut i nie mogliśmy wjechać. Po kilku minutach ktoś zdalnie otworzył bramę – relacjonuje Radiu Lublin Grzegorz Kaczmarek, szef OSP Janów Podlaski. – Podczas takich akcji minuty odgrywają ogromną rolę – dodaje Kaczmarek.
Tymczasem prezes stadniny, profesor Sławomir Pietrzak, tłumaczy, że strażacy powinni skorzystać z innej drogi dojazdowej. – Jest droga okrężna, która jest już używana. Tylko wszyscy chcą jeździć, jak im się podoba, bo przez tyle lat nie było bramy. To nie jest tak, że nie ma żadnej alternatywy.
Po kilkunastu minutach na miejsce pożaru dojechali też zawodowi strażacy. Z płonącego budynku trzeba było ewakuować rodzinę z trójką dzieci ze względu na obecność w pomieszczeniach tlenku węgla.
Przypomnijmy, że od kilku miesięcy brama stadniny w Janowie Podlaskim jest zamykana w godzinach od 18.00 do 6.00. Zarządzający obiektem tłumaczą to względami bezpieczeństwa znajdujących się tam koni.
TSpi / opr. ToMa
Fot. archiwum