Zimą przypada szczyt zachorowań na infekcje grypowe. Czy cykl pojawiania się grypy możemy przewidzieć? – Raz jest to już grudzień, a raz luty. Śledząc tendencje epidemiologiczne na świecie, możemy przypuszczać, że w danym roku epidemia grypy będzie wcześniej lub później. Choroba nie ma granic geograficznych. Jest to związane z ruchem lotniczym – mówił na antenie Polskiego Radia Lublin prof. Krzysztof Tomasiewicz (na zdjęciu), kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie. Z gościem rozmawiał Wojciech Brakowiecki.
– Mam wrażenie, że szczyt zachorowań mamy już za sobą. Najwięcej przypadków było w połowie stycznia br. Wówczas dziennie trafiało do nas kilkunastu pacjentów z podejrzeniem powikłań, a nie z samą grypą. Teraz – mam nadzieję – trwa początek końca sezonu grypowego, ale nie wolno uśpić czujności. W Lubelskiem nie było w tym roku powikłań zakończonych zgonem, co zdarzało się niestety w latach poprzednich – przyznał.
– Pamiętajmy, że grypa to nie jest przeziębienie i należy ją traktować poważnie. Częste mylenie wynika z tego, że objawy bywają podobne. Sam wirus grypy może okazać się groźny dla życia człowieka. W przypadku przeziębienia takie zagrożenie raczej nie istnieje. W infekcji grypowej musimy zasięgnąć opinii lekarza. Zwłaszcza gdy towarzyszą jej niepokojące objawy, a dotyczy to zwłaszcza osób z chorobami towarzyszącymi (np. układu oddechowego, sercowo-naczyniowego czy przewlekłymi schorzeniami nowotworowymi). Oporność u tych pacjentów jest zdecydowanie gorsza. Druga z grup to małe dzieci, które także narażone są na pogrypowe powikłania – podkreślił prof. Tomasiewicz.
– Grypa ma nagły początek. Pierwszy z symptomów to wysoka temperatura ciała, przekraczająca często 39°C. Charakterystyczne są także bóle głowy, które w zwykłym przeziębieniu nie powinny wystąpić. Infekcji grypowej towarzyszą także bóle mięśni i stawów. U części pacjentów pojawiają się również dolegliwości ze strony układu pokarmowego (nudności, wymioty i biegunka). To objawy „żołądkowe”, a nie tzw. grypa żołądkowa. Jestem wrogiem używania tego terminu, bo coś takiego nie istnieje – wyjaśnił.
– Grypa jest chorobą wirusową. Antybiotyk w tej sytuacji nie pomoże. Podajemy go tylko i wyłącznie w przypadku powikłań bakteryjnych. W łagodnym przebiegu absolutnie akceptowalne są tzw. babcine metody. Kiedy jest on niepokojący – konieczna jest wizyta u lekarza. To medyk ma zdecydować o podaniu bądź nie antybiotyku lub leku przeciwwirusowego. Decyzja specjalisty jest tutaj niezbędna – dodał gość.
– Unikanie kontaktu z osobami chorymi jest pewną metodą zapobiegawczą. Inna opcja to szczepienie. Musimy powtarzać je co roku (co sezon), a nie jest to typowe dla profilaktyki szczepionkowej. Pamiętajmy, że wirus jest bardzo „plastyczny” i zmienia się w mniejszym oraz większym stopniu. Te najbardziej prawdopodobne typy zawiera właśnie szczepionka. Dzięki szczepieniom zmniejszamy ogólną pulę krążącego wirusa. Wahania temperatury – a nie mróz sam w sobie – wpływają na stan naszej odporności – podsumował prof. Krzysztof Tomasiewicz.
WB / opr. MatA
Fot. PaW